Sto metrów niesławy

Mistrz sprintu nie jest jak saper. Może pomylić się raz, nawet dwa i, jak Justin Gatlin lub Dwain Chambers, wrócić po dopingowej dyskwalifikacji. Po co? Rekordy zabrane, medale zdobywają młodsi i szybsi, a agencja antydopingowa uważnie podgląda treningi. Jednak wracają, do nowego świata, w którym winy się wybacza, ale już nie do końca

Aktualizacja: 25.04.2011 13:10 Publikacja: 25.04.2011 01:01

Sto metrów niesławy

Foto: copyright PhotoXpress.com

Znamy tę magię: ośmiu atletów, białe linie torów, cisza tłumu i strzał startera. Zawsze czuli się bohaterami stadionów lekkoatletycznych, nawet wtedy, gdy ich dyskwalifikowano.

Justin Gatlin był podwójnym mistrzem świata z Helsinek (2005), mistrzem olimpijskim z Aten (2004). Z Asafą Powellem dzielił tytuł rekordzisty świata. Pięć lat temu, w kwietniu 2006 roku, wykryto, że jest naładowany testosteronem po uszy, że wszystkie jego opowieści o potrzebie walki z dopingiem to bzdura, że jest mistrzem świata hipokryzji, wołając dookoła, że czuje się ambasadorem czystego sportu. Groziła mu dożywotnia dyskwalifikacja, bo kilka lat wcześniej jako student University of Tennessee brał amfetaminę. – To było lekarstwo na moją nadpobudliwość – tłumaczył wówczas. Po drugiej wpadce twierdził długo, że padł ofiarą sabotażu, że to masażysta wtarł mu w plecy maść sterydową.

Po obietnicy współpracy z łowcami dopingu został skazany na osiem lat bez startów, karę skrócono do czterech. Próbował zostać skrzydłowym w zawodowej drużynie futbolu amerykańskiego. Nie wyszło. W sierpniu 2010 roku wrócił na bieżnię, gdzieś na północy Estonii przebiegł 100 m w 10,24 s. Potem jeszcze biegał kilka razy – najlepszy wynik: jesienią 2010 roku 10,09 w małych zawodach we Włoszech.

Wrócił do mediów z przesłaniem: wystartuję na igrzyskach w Londynie, należy mi się, odcierpiałem swoje, chcę pokazać synowi, że jestem dobrym sportowcem.

Dostał wsparcie z amerykańskiej federacji lekkoatletycznej i amerykańskiej agencji antydopingowej. Nie dostał od Rajne Sodeberga, szefa stowarzyszenia największych mityngów europejskich, dyrektora zawodów w Sztokholmie. Patrick K. Magyar, dyrektor mityngu w Zurychu, też powiedział jasno: – Pan Gatlin znacząco zaszkodził naszemu sportowi. To oczywiste, że nie będziemy go zapraszać w najbliższych latach.

Ojciec chrzestny Victor Conte

Dyskusja, czy wybaczać upadłym gwiazdom sprintu, czy nie, toczy się już od dawna. Jest o kim dyskutować. Sprinterzy i sprinterki jakby nie uczyli się na błędach poprzedników, jakby wpadka Bena Johnsona w Seulu i dopingowe przygody kolejnych tytanów bieżni oznaczały tylko tyle, że zwalniają się miejsca dla innych, sprytniejszych oszustów.

Ostatnie dziesięć lat to była dekada wyjątkowej sprinterskiej niesławy. Afera związana z odkryciem roli firmy BALCO i jej szefa Victora Conte w dostarczaniu sportowcom niedozwolonych środków złamała najwięcej karier. Główną ofiarą stała się Marion Jones, która straciła dobre imię, rekordy, pięć medali olimpijskich z Sydney i zbankrutowała, kiedy stało się jasne, że przez lata brała sterydy. Za fałszywe zeznania skazano ją na pół roku więzienia.

Ojciec jej dziecka Tim Montgomery, były rekordzista świata na 100 m, też dostawał doping z firmy BALCO, w 2005 roku jego wyniki unieważniono, stracił olimpijskie złoto za zwycięstwo sztafety 4x100 m igrzysk w Sydney (2000). Przyznał się do wszystkiego. Odsiaduje wyrok dziewięciu lat więzienia za fałszowanie czeków i handel narkotykami.

Sławny trener Marion Jones, Montgomery'ego i Gatlina Trevor Graham w 2008 roku został skazany za fałszywe zeznania na rok aresztu domowego. Większą karą jest to, że nikt już nie uwierzy w jego historie o metodach treningowych, systemach wsparcia psychicznego i niezwykłych sposobach motywacji. W procesach dopingowych skazano w ostatnich latach ósemkę jego zawodników.

Lord Coe mówi: nie

Ważny konkurent Grahama – Remi Korchemny, też trener z dopingowej szkoły BALCO – został ukarany za dostarczanie niedozwolonych środków swoim sportowcom. Była wśród nich Kelli White, mistrzyni świata na 100 i 200 m z Paryża (2003), która przez pierwsze dni po ogłoszeniu zawartości próbki A opowiadała, że brała lek pobudzający na napady śpiączki, ale dość szybko ujawniła prawdę. Przyjmowała nie tylko stymulat modafinil, ale także niewykrywalny wówczas syntetyczny steroid THG i erytropoetynę, stosowała doping krwi (długo uważano, że EPO nie pomaga sprinterom, i nie badano ich próbek na zawartość tego środka). Victor Conte był specem od koktajli dopingowych.

Przyznając się, White wymieniła ważny powód: – Uważałam, że wszyscy biorą, więc czułam się zmuszona wyrównać swe szanse walki o medale. Skończyła z bieganiem, zajęła się pracą od podstaw i głoszeniem na wykładach, że doping to śmiertelny wróg. W grupie Korchemnego był także Dwaine Chambers, brytyjski sprinter, który także uwierzył w środek THG, wynaleziony w laboratorium BALCO. Brytyjczyk wpadł w 2003 roku, rok wcześniej bił rekordy Europy i zdobywał złote medale, Linford Christie (też doścignięty pod koniec kariery przez kontrolerów) miał następcę. Dwa lata dyskwalifikacji kosztowały Chambersa dużo. Przede wszystkim stracił źródło utrzymania. Próbował w tym czasie grać w rugby, startował w europejskiej lidze futbolu amerykańskiego, ale był zdecydowany, by wrócić na bieżnię i odkupić winy w lekkiej atletyce.

Pod względem sportowym osiągnął po powrocie dość dużo: tytuł mistrza Europy w sztafecie, złote i srebrne medale halowych mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Najbardziej pragnął jednak powrotu na bieżnię olimpijską w Pekinie, wypełnił normy, wygrał kwalifikacje brytyjskie, lecz MKOl powiedział: nie. Sprawę musiał rozstrzygnąć Sąd Najwyższy i podtrzymał zdanie działaczy.

Wyrok go nie załamał, startuje dalej, choć wciąż nie ma państwowej pomocy. Reprezentacja na imprezy pozaolimpijskie ma z niego pożytek. W gorącej dyskusji, która podzieliła Wielką Brytanię, wyłoniła się grupa wsparcia dla sprintera, jest w niej nawet nowy szef szkolenia brytyjskiego związku lekkoatletycznego Charles van Commenee, lecz postawa Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego jest nieugięta. Lord Sebastian Coe mówi tak jak wcześniej: – Nie ma u nas miejsca dla dopingowych oszustów. Organizatorzy prestiżowych mityngów mają zdanie zbliżone do Coe. Justin Gatlin ma o czym myśleć.

Agent Block donosi

Afera BALCO zbiera żniwo do dziś, choć od pierwszych wyroków minęło już sześć lat. Kilka tygodni temu Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie skazał na dziesięć lat odsunięcia od działalności Marka Blocka, agenta sportowego, męża mistrzyni świata na 100 i 200 m z 2001 roku Żanny Pintusewicz-Block.

Pan Block został uznany za winnego współdziałania w aferze BALCO, dowiedziono, że dostarczał żonie środki dopingujące. Żanna już w 1992 roku była halową mistrzynią Europy na 60 m, ale jej forma rozkwitła nagle na skalę światową pod opieką nowego partnera życiowego. Podczas mistrzostw świata w Edmonton w roku 2001 pokonała w finale 100 m samą Marion Jones, dziś wiemy, że też na dopingu. Ukrainka przebiegła wtedy setkę w 10,82.

Śledztwo wykazało, że Block, pracujący dla firmy Total Sports Management, donosił środki dopingowe także innym lekkoatletom, że sam inicjował programy niedozwolonego wspomagania i asystował przy przyjmowaniu sterydów.

Żanna Block zakończyła karierę w 2006 roku. Jej sprawa dopingowa jest badana przez IAAF (Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych). Grozi jej odebranie medali. Ta i inne wpadki stworzyły sytuację bez precedensu w kronikach sprintu. Odebranie Żannie Block medalu z Edmonton oznacza, że złoto za bieg na 100 m powinna dostać trzecia na mecie Jekaterini Thanou – jeszcze jedna postać z głośnej sportowo-dopingowej farsy ostatnich lat. Jak oddawać medale sprinterce oskarżonej w innej głośnej sprawie dopingowej? IAAF i MKOl mają problem.

Upadek motocyklowy

Kilka dni temu ateński sąd po latach śledztwa i odwlekania sprawy był w stanie wreszcie rozpocząć proces Thanou i Kostasa Kenterisa, greckiej pary sprinterów, która podczas igrzysk w Atenach wspólnie upozorowała wypadek motocyklowy, by mieć alibi na czas unikania kontroli antydopingowej. Trener obojga Christos Tzekas jest oskarżony o posiadanie i rozprowadzanie najcięższych środków dopingowych, stymulatów i sterydów.

Pomnikowi bohaterowie Grecji po medalach w Sydney (Kenteris – złoto na 200 m, Thanou – srebro na 100 m, za Jones) są zagrożeni karą do pięciu lat więzienia.

W kobiecym sprincie jeszcze lepiej niż w męskim widać, że w finałach olimpijskich i mistrzostw świata najszybciej biegały niemal wyłącznie mistrzynie strzykawki i proszków. Kto nie wierzy, nich sprawdzi, to nie tylko Marion Jones, Żanna Pintusewicz-Block, Kelli White i Jekaterini Thanou, ale także Merlene Ottey, Susathika Jayasinghe, Chandra Sturrup, Torri Edwards, Michelle Collins i Anastazja Kapaczyńska. Komu dać medal, jak dyskwalifikacje sięgają piątych, szóstych miejsc?

Jak w tej sytuacji uwierzyć, że uczciwością i pracą olimpijski tytuł zdobyła w Atenach Julia Nesterienko, białoruska sprinterka, która pojawiła się nagle w finale i wygrała w czasie 10,93, choć nigdy wcześniej i później nie pobiegła na 100 m poniżej 11 sekund. Przez rok po igrzyskach nie pokazała się na żadnym stadionie, a po powrocie oglądała plecy innych i zniknęła ze sportu na zawsze.

Wszyscy podejrzani

Dziś na stadionach lekkoatletycznych rządzi Usain Bolt. Ma za głównego rywala Tysona Gaya. Obaj biegają szybciej niż najbardziej nafaszerowane dopingiem gwiazdy sprintu sprzed kilku lat. Obaj są sprawdzani, obu nie przyłapano na żadnym przekroczeniu norm. Można powiedzieć, że jeden to fenomen, drugi tytan pracy. Żyją i startują jednak w czasach, gdy świadomość stosowania dopingu w sporcie dotarła już wszędzie. Może są niewinni, ale są ofiarami naszych dni: ich niewinności też nie można dowieść ze stuprocentową pewnością, tym bardziej że na Jamajce są wykrywani dopingowi oszuści. Podejrzenia to dziś norma, nie wyjątek.

Do takiego świata chce ponownie dołączyć Justin Gatlin, król sprintu sprzed sześciu lat. Ma łatwiej niż Dwaine Chambers, będzie mógł startować w kwalifikacjach olimpijskich w USA. Może pojechać do Londynu. W finale 100 m będzie jedynym ukaranym i skruszonym, a podejrzani będą wszyscy.

Znamy tę magię: ośmiu atletów, białe linie torów, cisza tłumu i strzał startera. Zawsze czuli się bohaterami stadionów lekkoatletycznych, nawet wtedy, gdy ich dyskwalifikowano.

Justin Gatlin był podwójnym mistrzem świata z Helsinek (2005), mistrzem olimpijskim z Aten (2004). Z Asafą Powellem dzielił tytuł rekordzisty świata. Pięć lat temu, w kwietniu 2006 roku, wykryto, że jest naładowany testosteronem po uszy, że wszystkie jego opowieści o potrzebie walki z dopingiem to bzdura, że jest mistrzem świata hipokryzji, wołając dookoła, że czuje się ambasadorem czystego sportu. Groziła mu dożywotnia dyskwalifikacja, bo kilka lat wcześniej jako student University of Tennessee brał amfetaminę. – To było lekarstwo na moją nadpobudliwość – tłumaczył wówczas. Po drugiej wpadce twierdził długo, że padł ofiarą sabotażu, że to masażysta wtarł mu w plecy maść sterydową.

Pozostało 91% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl