Rozmowa z tygodnika Uważam Rze
Mówi się, że prawa do organizacji Euro 2012 kupiła Ukraina, ale żeby mieć większe szanse, poprosiła o współpracę Polskę, która jest członkiem Unii Europejskiej. Czy to jest wersja prawdziwa?
Prawdą jest, że inicjatywa wyszła od Hryhorija Surkisa, prezydenta Ukraińskiej Federacji Futbolu. Pierwszy raz wspomniał o tym w roku 2002, podczas pogrzebu Walerego Łobanowskiego, ukraińskiego trenera znanego na całym świecie. Mówił mi chyba szczerze, że nęci ich organizacja turnieju wspólnie z Rosją, która zresztą ofertę odrzuciła. Nim do tego doszło, w federacji ukraińskiej przeprowadzono głosowanie. Część była za Rosją jako partnerem, a część za Polską. Surkis mówił, że zwrócił się o radę do swojego ojca, dziś 92-letniego pana, wciąż w znakomitej formie. Michaił Surkis poradził synowi, żeby zaczął współpracować z Polakami. Pamiętał, że przed wojną, w Odessie, pracując w branży handlowej, bardzo dobrze się z Polakami dogadywał.
Brzmi to trochę trywialnie jak na tak poważną imprezę sportową. Tata Surkisa jako ojciec chrzestny Euro 2012.
Ale to prawda. Powiedziałbym, że nie tyle ojciec, ile Łobanowski i Kazimierz Górski, czyli dwie największe trenerskie legendy obydwu krajów. Uznaliśmy wspólnie z Surkisem, że warto wykorzystać te autorytety. Adam Olkowicz i wiceprezes federacji ukraińskiej Aleksander Bandurko zaczęli rozmawiać o sprawach organizacyjnych i oceniać szanse. W roku 2003, w Domu Kolejarza we Lwowie, doszło do spotkania zarządów Ukraińskiej Federacji Piłkarskiej i PZPN. Wtedy podjęliśmy uchwałę o wystawieniu wspólnej kandydatury. Panowała atmosfera przyjaźni, Kazimierz Górski odebrał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Lwowa.