Piłkarskie plantacje

W szkółkach futbolowych w Afryce hoduje się nawet kilkuletnie dzieci w celu sprzedaży do klubów w Europie. Godzą się na to ich rodzice, a właściciele klubów i agenci piłkarscy liczą zyski

Publikacja: 09.06.2012 01:01

Młodych piłkarzy ściąganych hurtowo z Afryki kusi miraż kariery Didiera Drogby i Michaela Essiena

Młodych piłkarzy ściąganych hurtowo z Afryki kusi miraż kariery Didiera Drogby i Michaela Essiena

Foto: Reuters

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

"Przyjechałem do Francji, gdy miałem 14 lat. Jak wszyscy młodzi Afrykańczycy nie miałem papierów ani żadnych środków do życia. Grałem przez chwilę w Awinionie, a potem pojechałem do siostry do Paryża. Ponieważ nie miałem dokumentów, nie mogłem iść do szkoły ani grać w klubie. Nic nie mogłem robić, więc całymi dniami siedziałem w domu. Pewnego dnia postanowiłem wrócić do Kamerunu. A kilka miesięcy potem, po przejściu testów we francuskim klubie Le Havre, znalazłem się – z papierami i kontraktem w kieszeni – w Realu Madryt”.

To raczej mało znana karta w biografii trzykrotnego piłkarza roku Afryki, napastnika Barcelony Samuela Eto. Eto ujawnił ten epizod sprzed kilkunastu lat w zeszłorocznym wywiadzie dla „Le Monde” przy okazji debaty na temat tysięcy Afrykańczyków, którzy co roku trafiają do Europy, marząc o zawodowej karierze piłkarskiej. Samuelowi Eto się udało, jednak na każdego Eto, Didiera Drogbę z Wybrzeża Kości Słoniowej czy Michaela Essiena z Ghany przypadają tysiące bezdomnych nielegalnych imigrantów i ofiar własnych marzeń o karierze w Europie.

 

 

Brytyjska gazeta „The Observer” ujawniła działalność sieci piłkarskich szkół dla dzieci na Wybrzeżu Kości Słoniowej kierowanych przez libańskich biznesmenów. Libańczycy, obok Hindusów, od lat dominują w afrykańskim biznesie, jednak do niedawna ich działalność kojarzono głównie z turystyką i handlem diamentami albo drewnem.

Tym razem również chodzi o handel – żywym towarem.

Szkoły, skoncentrowane głównie w Abidżanie, skupiają setki dzieci, których rodzice płacą za treningi oraz godzą się na odstąpienie połowy sumy ewentualnego kontraktu w Europie, na Bliskim Wschodzie lub w Azji. Kontrakt teoretycznie mają załatwić właściciele szkół lub wynajęci przez nich agenci. W praktyce otrzymują go tylko nieliczni. Zdecydowana większość marzycieli o karierze Eto, Drogby i Essiena kończy na francuskim bruku, a czasem w marokańskich przytułkach. W wielu wypadkach ani piłkarze, ani rodzice nie widzą również żadnych pieniędzy z kontraktu, bo do jego podpisania zwykle nie dochodzi.

Wybrzeże Kości Słoniowej, Ghana, Kamerun, Nigeria, krótko mówiąc, najlepsze piłkarskie kraje Afryki, są głównym łupem nieuczciwych agentów. Technicznie proceder wygląda następująco: agent zwraca się do rodziców utalentowanego młodego piłkarza, czasem w wieku nawet 10 – 11 lat, o 3 – 4 tysiące euro, które mają służyć do opłacenia kosztów biletu do Europy i wizy. Rodzice, przekonani, że przed ich dzieckiem rysuje się życiowa szansa, zapożyczają się i przekazują pieniądze agentowi. Pół biedy, gdy złodziej po prostu okradnie rodzinę i nigdy więcej się nie pojawi. Gorzej, gdy kilkunastoletnie dzieci rzeczywiście wsiadają do samolotu i lądują w miejscach, w których nie czeka na nich żaden klub ani kontrakt.

Według organizacji Culture Foot Solidaire, powołanej do zwalczania nielegalnego handlu młodymi piłkarzami i pomocy jego ofiarom, co roku kilka tysięcy Afrykańczyków przyjeżdża do Europy zwabionych przez nieuczciwych agentów. Większość z nich trafia do Francji i Belgii. Według danych organizacji w samym regionie Paryża 600 Afrykańczyków nie ma się gdzie podziać, po tym jak kluby wskazane przez agentów w ogóle nie chciały z nimi rozmawiać. Część z nich to piłkarze, którzy trafili do klubów, ale nie zdołali odnowić kontraktu po kilku miesiącach próby. 98 procent z tej grupy przebywa we Francji nielegalnie, 70 procent to dzieci poniżej 18. roku życia. – Sprzedaż tych dzieci do Europy to nowa forma handlu niewolnikami – uważa Jean-Claude Mbvoumin, były reprezentacyjny piłkarz Kamerunu, który przed sześciu laty utworzył Culture Foot Solidaire.

Organizacje pomocy dla afrykańskich piłkarzy lądujących bez kontraktu i środków do życia działają także na Bliskim Wschodzie, np. w Dubaju. Mieszkający tam od dawna Brytyjczyk David Callow założył nawet klub Dubai Diamods, w którego kadrze znajdują się głównie młodzi piłkarze oszukani przez agentów. Callow wyciąga ich z obozów dla imigrantów, do których nieuchronnie trafiają i pozwala kontynuować karierę. Niektórzy gracze Dubai Diamonds rzeczywiście przechodzą do klubów europejskich.

 

 

Handel nie byłby oczywiście możliwy, gdyby w Europie nie było popytu na afrykańskich piłkarzy, a oni sami nie żyli w świecie złudzeń. Jednym z najbardziej trwałych przekonań Afrykańczyków jest wiara, że wszyscy w Europie są bogaci i wystarczy tylko przedostać się na kontynent, by czerpać z tego bogactwa. Dodatkowo wielu Afrykańczyków uważa, że w Europie nie umieją grać w piłkę, a prawdziwy talent w tej dziedzinie mają tylko czarni.

Ani jedna, ani druga opinia nie ma podstaw, choć przekonanie o nadzwyczajnych talentach piłkarskich Afrykańczyków jest do pewnego stopnia słuszne i podtrzymują je sami Europejczycy. Przykładowo w sezonie 2004/2005 pierwszoligowy klub belgijski Beveren grał wiele meczów z 11 obcokrajowcami w składzie, w tym dziesięcioma z Wybrzeża Kości Słoniowej. Tego typu historie wywołują u Afrykańczyków niebezpieczne złudzenie, że w Europie wszyscy na nich czekają i nie marzą o niczym innym jak tylko o wzbogaceniu składów swoich klubów piłkarskich talentami z Afryki.

Belgia – w związku ze stosunkowo luźnym prawem imigracyjnym i niskimi zarobkami oferowanymi piłkarzom – jest zresztą jednym z głównych miejsc docelowych afrykańskich piłkarzy i głównym polem działania nieuczciwych agentów. W Belgii zarejestrowanych jest 30 legalnych pośredników, ale – jak ujawnił w 2005 r. tamtejszy senator Jean Marie Dedecker – 170 agentów działa nielegalnie. Częstą praktyką jest np. zawyżanie przez nich wieku piłkarzy, co nie jest trudne, bo w większości krajów czarnej Afryki nie ma dowodów tożsamości, a sami zainteresowani często nie znają dokładnej daty swoich urodzin. Dedecker opisał 442 przypadki nielegalnego importu piłkarzy z Afryki. Większość z nich pochodziła ze szkół piłkarskich, takich jak ta z Abidżanu, które utrzymują mniej lub bardziej oficjalne związki z klubami europejskimi. Swoje „plantacje piłkarskie” – jak nazywają się tego typu szkółki w futbolowym slangu – mają np. Ajax Amsterdam czy francuska Bastia. Kluby z krajów, w których obowiązują surowsze przepisy imigracyjne i wyższe pensje, zawierają porozumienia z klubami belgijskimi, gdzie afrykańskie talenty „hodowane” są do osiągnięcia wieku pozwalającego przeprowadzić legalny transfer. Np. angielski Manchester United ma stałą umowę na dostarczanie graczy z klubem Royal Antwerp. Piłkarze afrykańscy przybywający do Wielkiej Brytanii są dodatkowo chronieni przepisem umożliwiającym transfer wyłącznie zawodnikom, którzy regularnie występują w swoich narodowych reprezentacjach.

 

 

FIFA formalnie walczy z praktyką handlowania młodocianymi piłkarzami afrykańskimi. Od 2001 r. obowiązuje przepis zakazujący transferów piłkarzy poniżej 18. roku życia, chyba że ich rodzice przenoszą się do Europy w celach niezwiązanych z karierą syna. Jednak w praktyce przepis ten trudno wyegzekwować, bo zainteresowane kluby twierdzą, że występujący u nich Afrykańczycy grają amatorsko, a ich głównym zajęciem w Europie jest nauka. W ten sposób tłumaczył się na przykład duński klub FC Midtjylland jawnie łamiący zakaz sprowadzania piłkarzy poniżej 18. roku życia. Wszyscy niepełnoletni Afrykańczycy z tego klubu uczęszczają do lokalnych szkół, a na napomnienia FIFA władze klubu odpowiadają, że FC Midtjylland opiekuje się nimi gratis, piłkarze zaś grają za darmo.Duński przykład pokazuje, w jaki sposób funkcjonuje system tego współczesnego niewolnictwa, jak nazywa handel nieletnimi piłkarzami z Afryki szwajcarski naukowiec Raffaelle Poli z Międzynarodowego Ośrodka Nauk Sportowych w Neuchatel. Według niego zbyt łatwo obarcza się całą winą za ten proceder nieuczciwych agentów, podczas gdy w rzeczywistości uczestniczy w nim cały łańcuch osób: od rodziców, którzy pozbywają się dzieci w naiwnej wierze osiągnięcia fortuny, przez członków diaspory afrykańskiej w Europie, którzy pomagają organizować transporty piłkarzy, tzw. skautów, czyli łowców talentów zatrudnianych w Afryce przez kluby europejskie, do samych właścicieli i menedżerów klubów, którzy po prostu traktują Afrykę jako miejsce outsourcingu w dziedzinie produkcji piłkarzy.

Inwestycje w trening dzieci w Afryce są oczywiście tańsze niż wychowywanie piłkarzy w Europie i nawet przy założeniu, że zdecydowana większość afrykańskich piłkarzy nigdy nie zagra w klubie, mogą przynieść krociowe zyski.

Nawet jeden dobrze „zagospodarowany” talent może się okazać kopalnią złota dla klubu i agentów. Na przykład za jednego z najlepszych piłkarzy świata Ghańczyka Michaela Essiena londyńska Chelsea zapłaciła w 2004 r. francuskiemu klubowi Olympique Lyon 36 milionów euro. Kilka lat wcześniej Lyon zapłacił za Essiena korsykańskiej Bastii 8 milionów euro, a jeszcze wcześniej Bastia zapłaciła za niego ghańskiemu klubowi Liberty Accra zaledwie 50 tysięcy euro. Jeden z nigeryjskich talentów sprowadzonych przed kilku laty do FC Midtjylland Agidun Salami ma dziś 18 lat i interesują się nim włoska Reggina, Chelsea i Manchester United. Klub chce za niego 15 milionów duńskich koron. Jeśli jednak Salami zostanie sprzedany, duński klub otrzyma tylko 50 procent sumy; reszta zostanie rozdzielona między firmę FCM Ghana Invest zajmującą się dostarczaniem talentów z Afryki do klubu i agenta piłkarza.

 

 

Najsmutniejsza w całej tej sprawie jest jej nieuchronność. W zasadzie wszyscy wiedzą, że system handlowania młodymi afrykańskimi piłkarzami jest sprzeczny z prawem i szkodliwy dla samych Afrykańczyków, jednak co roku kolejne tabuny młodych graczy ustawiają się w kolejce po obietnice kariery w Europie. Europejskie kluby i agenci nie muszą się wysilać, by znaleźć chętnych.

Futbol w Afryce, zwłaszcza w krajach, które odnoszą sukcesy w tej dziedzinie, traktowany jest jak rozrywka połączona z religią – na mecze, nawet międzydzielnicowe, przychodzi po kilka tysięcy ludzi spragnionych futbolu.

Jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby rzeczywiste sprofesjonalizowanie piłki nożnej w Afryce, stworzenie sprawnego systemu rozgrywek ligowych, zmodernizowanie infrastruktury, szkolenie dzieci niekoniecznie w celu sprzedania ich do Europy i – w konsekwencji – opłacanie piłkarzy na poziomie gwarantującym im godziwe życie w Afryce. W większości krajów Afryki traktowani są jak kiedyś diamenty, złoto, kość słoniowa i niewolnicy – towar na sprzedaż. Najgorsze, że wielu z nich samych tak o sobie myśli.

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

"Przyjechałem do Francji, gdy miałem 14 lat. Jak wszyscy młodzi Afrykańczycy nie miałem papierów ani żadnych środków do życia. Grałem przez chwilę w Awinionie, a potem pojechałem do siostry do Paryża. Ponieważ nie miałem dokumentów, nie mogłem iść do szkoły ani grać w klubie. Nic nie mogłem robić, więc całymi dniami siedziałem w domu. Pewnego dnia postanowiłem wrócić do Kamerunu. A kilka miesięcy potem, po przejściu testów we francuskim klubie Le Havre, znalazłem się – z papierami i kontraktem w kieszeni – w Realu Madryt”.

Pozostało 94% artykułu
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?