Anthony Davis: z ligi uniwersyteckiej na igrzyska

Jeszcze niedawno niewielu o nim słyszało, a on sam nie miał nawet agenta. Teraz Anthony Davis pojedzie na igrzyska

Publikacja: 22.07.2012 02:14

Anthony Davis, grający w meczu przeciwko Dominikanie w Las Vegas

Anthony Davis, grający w meczu przeciwko Dominikanie w Las Vegas

Foto: AFP

To dla niego przełomowy rok. New Orleans Hornets wybrali go z pierwszym numerem w drafcie do NBA, a Mike Krzyzewski powołał do reprezentacji USA w miejsce kontuzjowanego Blake'a Griffina, choć mógł wybierać w tylu gwiazdach ligi. Widocznie Davis ma w sobie coś, czego nie mają inni.

Łatwo mu na początku nie było. Wprawdzie urodził się i wychował w Chicago, więc do wielkiej koszykówki powinien mieć blisko, ale akurat dorastał w takiej okolicy, gdzie parcia na sport nie było. Szkoła, do której chodził, nie miała nawet sali gimnastycznej i nic dziwnego, że rodzice chcieli go przenieść do liceum gdzieś bliżej centrum. Widzieli, że ma talent, ale tam, gdzie był, nie widzieli przed nim perspektyw.

Odwiódł ich od tego dopiero trener Donnie Kirksey, który dobrze znał Davisa seniora. – Jeśli jesteś dobry, znajdą cię, gdziekolwiek będziesz – powiedział i miał rację.

Skauci wypatrzyli młodego chłopaka, gdy tylko pokazał się w pierwszym, poważniejszym turnieju. Miał 17 lat, był duży, silny, sprawny i wciąż żaden college nie zaoferował mu stypendium.

Pierwszy zgłosił się Syracuse. Ale Davisowie jeszcze czekali. Wiedzieli, że to nie ostatnia propozycja. Zwłaszcza, że młody Anthony na początek słynnego turnieju Nike'a rzucił 23 punkty i miał 9 zbiórek.

Natychmiast ze swoimi ofertami pojawili się wtedy skauci uniwersytetów DePaul, Ohio i Kentucky. Davis wybrał ten ostatni i był to strzał w dziesiątkę. Zachwycał się nim trener John Callipari, a eksperci jeszcze zanim zaczął grać, przewidywali, że w 2012 roku będzie najbardziej rozchwytywanym zawodnikiem.

Nie pomylili się. Na wysokich zawsze był w NBA popyt, bo znaleźć takiego koszykarza, który ma nie tylko wiele centymetrów, ale i potrafi się sprawnie poruszać, nigdy nie było łatwo. Czasami prowadziło to do spektakularnych pomyłek, jak wybranie przez Portland Trail Blazers Sama Bowiego (kosztem Michaela Jordana i Charlesa Barkleya) oraz wiele lat później Grega Odena. Ten drugi przez pięć lat zagrał zaledwie w 81 meczach, bo ciągle leczy kontuzję.

Pomiędzy tymi wpadkami był jeszcze wybór Michaela Olowokandiego przez Los Angeles Clippers. Ten przeciętniak w pokonanym polu zostawił późniejsze gwiazdy: Vince'a Cartera, Dirka Nowitzkiego czy Paula Pierce'a.

Oczywiście, nie można być jeszcze pewnym, w którą stronę potoczy się kariera Davisa, ale na razie zaczyna spełniać pokładane w nim nadzieje. W reprezentacji USA przygotowującej się do igrzysk nie waha się wziąć na siebie odpowiedzialności i rzuca nawet za trzy punkty, jak w spotkaniu z Dominikaną.

Po tym trafieniu odwrócił się w stronę ławki rezerwowych i triumfalnie spojrzał na siedzącego tam Callipariego. Jego dawny trener w college'u (prowadzi teraz reprezentację Dominikany) zabraniał mu rzucać z dystansu, twierdząc, że to nie jest jego najskuteczniejsza broń.

Davis dokonał również drugiego ważnego wyboru w swoim życiu. Po długich wahaniach wybrał wreszcie agenta, który będzie prowadził jego interesy. Szczęściarzem okazał się Arn Tellem z Wasserman Media Group. To i tak był ewenement, że menedżer pojawił się u jego boku tak późno. LeBron James był przecież gwiazdą już w college'u i nie mógł się opędzić od propozycji.

Teraz Davis będzie musiał potwierdzić, że inwestycja w niego to był słuszny krok. Wielu będzie za niego trzymać kciuki, ale wielu też pewnie czekać na pierwsze potknięcie. Jak to w życiu: sukces przysporzy mu przyjaciół i wrogów. Oby tylko sam Davis nie stał się dla siebie przeszkodą w dalszej karierze.

To dla niego przełomowy rok. New Orleans Hornets wybrali go z pierwszym numerem w drafcie do NBA, a Mike Krzyzewski powołał do reprezentacji USA w miejsce kontuzjowanego Blake'a Griffina, choć mógł wybierać w tylu gwiazdach ligi. Widocznie Davis ma w sobie coś, czego nie mają inni.

Łatwo mu na początku nie było. Wprawdzie urodził się i wychował w Chicago, więc do wielkiej koszykówki powinien mieć blisko, ale akurat dorastał w takiej okolicy, gdzie parcia na sport nie było. Szkoła, do której chodził, nie miała nawet sali gimnastycznej i nic dziwnego, że rodzice chcieli go przenieść do liceum gdzieś bliżej centrum. Widzieli, że ma talent, ale tam, gdzie był, nie widzieli przed nim perspektyw.

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta