To dla niego przełomowy rok. New Orleans Hornets wybrali go z pierwszym numerem w drafcie do NBA, a Mike Krzyzewski powołał do reprezentacji USA w miejsce kontuzjowanego Blake'a Griffina, choć mógł wybierać w tylu gwiazdach ligi. Widocznie Davis ma w sobie coś, czego nie mają inni.
Łatwo mu na początku nie było. Wprawdzie urodził się i wychował w Chicago, więc do wielkiej koszykówki powinien mieć blisko, ale akurat dorastał w takiej okolicy, gdzie parcia na sport nie było. Szkoła, do której chodził, nie miała nawet sali gimnastycznej i nic dziwnego, że rodzice chcieli go przenieść do liceum gdzieś bliżej centrum. Widzieli, że ma talent, ale tam, gdzie był, nie widzieli przed nim perspektyw.
Odwiódł ich od tego dopiero trener Donnie Kirksey, który dobrze znał Davisa seniora. – Jeśli jesteś dobry, znajdą cię, gdziekolwiek będziesz – powiedział i miał rację.
Skauci wypatrzyli młodego chłopaka, gdy tylko pokazał się w pierwszym, poważniejszym turnieju. Miał 17 lat, był duży, silny, sprawny i wciąż żaden college nie zaoferował mu stypendium.
Pierwszy zgłosił się Syracuse. Ale Davisowie jeszcze czekali. Wiedzieli, że to nie ostatnia propozycja. Zwłaszcza, że młody Anthony na początek słynnego turnieju Nike'a rzucił 23 punkty i miał 9 zbiórek.