Świetni nastoletni

Michel Phelps i Ryan Lochte w cieniu nowych gwiazd. Francja potęgą

Publikacja: 31.07.2012 22:06

Świetni nastoletni

Foto: AFP

Ma ponad dwa metry wzrostu przy szczupłej sylwetce, imię po Yannicku Noahu, bo ojciec kocha tenis, i już dwa złote medale w Londynie. Czyta Baudelaire'a i Marqueza, cytuje po startach Monteskiusza („Powaga jest pancerzem głupców" - tłumaczył swoją ochotę do żartów), a najchętniej opowiada o swoim trenerze cudotwórcy Fabrisie Pellerinie.

To Pellerin, meloman i gitarzysta, który każe swoim pływakom trenować w rytm muzyki, zrobił z dwudziestoletniego Yannicka Agnela największą na razie gwiazdę olimpijskiego basenu. A z Francji potęgę, która ustępuje teraz tylko chińskiej. W Nicei u Pellerina, który cztery lata temu doprowadził do mistrzostwa olimpijskiego Alaina Bernarda, trenuje też Camille Muffat, kolejna złota medalistka z Francji.

Czas rekordów  nie minął

Nowa francuska potęga przypłynęła kraulem. Muffat wygrała finał 400 m, kończąc rządy Włoszki Federiki Pellegrini. Agnel najpierw na ostatniej zmianie sztafety 4 x 100 m dopadł Ryana Lochte, wyprzedził i zabrał Amerykanom złoto, a potem wygrał też na 200 m, gdzie Lochte został niespodziewanie bez medalu.

Ruta Meilutyte  w finale  na 100 metrów sunęła żabką jak maszyna do szycia

Francuz zapłacił za te dwa wyścigi wczoraj, gdy miał problemy w eliminacjach 100 m kraulem. Awansował, ale wyprzedził go m.in. Konrad Czerniak (półfinały odbyły się po zamknięciu tego wydania gazety, podobnie jak półfinał 200 m motylkiem z Otylią Jędrzejczak i finał tej konkurencji wśród mężczyzn z Pawłem Korzeniowskim).

Lochte i Phelps będą tu jeszcze mieli swoje wieczory. Ale już widać, że nikt olimpijskiego pływania nie zdominuje, jak Phelps cztery lata temu. I to nie tylko dlatego, że król ma już dość, przed Londynem nie trenował tak ciężko jak przed Pekinem i teraz brakuje mu sił. To inni zaczęli z powodzeniem gonić Amerykanów, pokazując, że ciągle jeszcze wiele da się w basenie poprawić, zwłaszcza jeśli chodzi o technikę i zwłaszcza w kobiecych konkurencjach.

Po zakazie startów w superszybkich strojach ogłaszano koniec ery rekordów, a jednak one ciągle padają (na razie trzy, czyli średnio jeden na serię finałów). I pojawiła się cała grupa nastolatków, którzy nie zamierzają czekać, aż dojrzałe gwiazdy pożegnają się ze zwycięstwami. Niektórzy są zupełnym zaskoczeniem.

Wydawało się, że najmłodszą rewelacją w basenie będzie Missy Franklin, siedemnastolatka z Kolorado, która ma już dwa medale, w tym złoty na 100 m grzbietowym (kolejną szansę miała wczoraj późnym wieczorem na 200 dowolnym).

Chinka sparaliżowana

Missy dogania wzrostem Phelpsa, ma ogromne dłonie i stopy, sponsorzy od dawna szykują ją na królową jutra. Ale powyskakiwały też w Londynie z cienia księżniczki piętnasto# i szesnastoletnie. Najpierw słynna już Chinka Shiwen Ye, która na 400 m zmiennym odwróciła prawa natury i na ostatniej długości basenu była szybsza niż Ryan Lochte w finale tej samej konkurencji (a Lochte nie płynął wolno, miał w całym wyścigu drugi wynik w historii). A w poniedziałek piętnastoletnia Litwinka Ruta Meilutyte, która wygrała na 100 m klasycznym, na co się zresztą zanosiło już po wcześniejszych wyścigach.

Ruta prowadziła od startu do mety, sunąc żabką jak maszyna do szycia i wyprzedzając bardziej doświadczone rywalki. Różnica polega na tym, że Ye trenuje w Chinach i musi się teraz tłumaczyć z dopingowych podejrzeń, a Meilutyte jest uczennicą Plymouth College, kilkaset kilometrów od Londynu, co wiele zmienia.

I ten sam „Guardian", który wydrukował po złocie chińskiej licealistki rozmowę z amerykańskim trenerem sugerującym, że za tym sukcesem stoi doping, po zwycięstwie licealistki litewskiej drukuje reportaż z Plymouth o wstawaniu o świcie, treningowej katordze i świetnych miejscowych specjalistach.

Ruta ma angielskiego trenera, Devon wybrała sobie na drugi dom, więc jest trochę swoja, zwłaszcza że sama Wielka Brytania ciągle złota na tych igrzyskach nie zdobyła. Inna sprawa, że Litwinka w przeciwieństwie do Chinki granic wyobraźni nie przekroczyła, nie pobiła rekordu. Do tego Ye jest jak dawni chińscy sportowcy, każde pytanie ją paraliżuje, najchętniej odpowiadałaby „Nie wiem" i rzeczywiście niewiele o niej wiadomo.

Serce na dłoni

Ze złotem Ruty łatwiej się identyfikować, bo jest uśmiechnięta, z sercem na dłoni i jej historia wzrusza. Ojciec, Saulius Meilutis, zdecydował się przeprowadzić z rodziną do Anglii trzy lata temu, skuszony świetnymi warunkami, jakie im zaproponował Plymouth College.

Od 11 lat samotnie wychowuje córkę i dwóch synów, żona zginęła w wypadku, gdy Ruta miała cztery lata. Obie z Ye, choć tak różne, coś jeszcze oprócz nastoletnich sukcesów mają wspólnego. Teraz przed nimi najtrudniejsza próba: pozostać na szczycie w sporcie, który potrafi złamać najwytrzymalszych, wiedząc, że najpiękniejsze sekundy kariery są już zapewne za nimi.

Ma ponad dwa metry wzrostu przy szczupłej sylwetce, imię po Yannicku Noahu, bo ojciec kocha tenis, i już dwa złote medale w Londynie. Czyta Baudelaire'a i Marqueza, cytuje po startach Monteskiusza („Powaga jest pancerzem głupców" - tłumaczył swoją ochotę do żartów), a najchętniej opowiada o swoim trenerze cudotwórcy Fabrisie Pellerinie.

To Pellerin, meloman i gitarzysta, który każe swoim pływakom trenować w rytm muzyki, zrobił z dwudziestoletniego Yannicka Agnela największą na razie gwiazdę olimpijskiego basenu. A z Francji potęgę, która ustępuje teraz tylko chińskiej. W Nicei u Pellerina, który cztery lata temu doprowadził do mistrzostwa olimpijskiego Alaina Bernarda, trenuje też Camille Muffat, kolejna złota medalistka z Francji.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie