Jedni działacze już piszą chwytające za serce listy. Inni proszą sejmową Komisję Sportu o wsparcie. Dzwonią do ministerstwa ważni ludzie, dopytując co z tą reformą. Od kiedy minister Joanna Mucha zapowiedziała w radiowej Trójce, że w tym roku podzieli dotacje dla związków inaczej niż dotychczas, a od przyszłego roku niektóre z nich nie będą dostawać ani grosza, jest nerwowe oczekiwanie.
A naprawdę gorąco zrobi się pod koniec przyszłego tygodnia, gdy padną konkretne liczby. I razem z nimi minister zdradzi hierarchię sportów: na które rząd będzie stawiać mocno, na które mniej, a które powinny sobie radzić bez budżetowych pieniędzy.
– Z tego co wiem, teraz jeszcze wszyscy dostaną dotacje. Ministerstwo wyśle tylko sygnał, na kim mu zależy. I finansowo wielu ten sygnał odczuje już teraz – mówi „Rz" Paweł Słomiński, szef Klubu Polska, grupującego najlepszych polskich sportowców, i jeden z najbliższych współpracowników minister Muchy.
Nie będziemy dokładać
Sporty mają być podzielone na grupy: od najbardziej do najmniej priorytetowych. Najwyżej będą te, które nie tylko dają Polsce medale igrzysk, ale są też ważne społecznie, bo można je uprawiać masowo. One będą miały pierwszeństwo przy rozdzielaniu dotacji na sport zawodowy, na inwestycje, programy upowszechniania. Związki uznane za marginalne pieniądze dostaną wtedy, gdy dochowają się zawodnika na poziomie dającym nadzieje na medale. Mogą wtedy liczyć na finansowanie w ramach Klubu Polska, dla najlepszych sportowców.
Hierarchia sportów jest na razie tajna. Trudno się jednak spodziewać odkrywania Ameryki. Lekkoatletyka, pływanie, narciarstwo, tenis, kolarstwo muszą się znaleźć w najważniejszej grupie.