Londyński turniej ósemki pretendentów Carlsen wygrał pięknie, choć nie bez nerwów, bo zmęczony stracił ostatnią partię i musiał czekać na wynik Władymira Kramnika. Rosjanin też przegrał, więc decydowała liczba zwycięstw – i w tej klasyfikacji Norweg był liderem i to on zagra o tytuł z Hindusem Viswanathanem Anandem.
Jak większość wielkich szachistów Carlsen jest trochę nie z tego świata, ale bez przesady. Tytuł arcymistrza zdobył jako 13-letni chłopiec. Dwa lata później zajmował obiecujące 63. miejsce w rankingu światowym, ale jeszcze wtedy wcale nie było pewne, że wkrótce zagrozi znanym arcymistrzom.
Ale przyspieszył. Dziwiono się, bo Norwegia, ze swoimi 5 milionami mieszkańców, to nigdy nie był inkubator szachowych talentów. Przepowiednię, że będzie mistrzem, Carlsen usłyszał jednak z ważnych ust: Ananda i Garriego Kasparowa, który później został jego konsultantem.
Nie wygląda na przejętego tymi opiniami. Nie lubi porównań ze sławami. Zawsze był cichy, mówi mało i spokojnie, dziennikarze zauważyli, że niechętnie patrzy rozmówcom w oczy. Ktoś wspominał o cechach autystycznych.
Nie był jedynym, któremu przepowiadano piękną przyszłość. Wspomagani przez moc współczesnych komputerów pojawili się przecież Siergiej Kariakin z Ukrainy – najmłodszy arcymistrz w historii szachów (12 lat i 7 miesięcy) – i Hindus Parimarjan Negi, też zdolny od małego. Przez minione dwie dekady na świecie było kilkunastu szachistów, którzy poprawili stary, wydawało się niezwykły rekord Bobby'ego Fischera, który 45 lat temu zostawał arcymistrzem jako 15-latek.