Wielki brat znokautowany w Warszawie

60 lat temu w Hali Gwardii pięciu polskich pięściarzy zostało mistrzami Europy. Trzech pokonało w finałach pięściarzy ZSRR i propaganda miała problem.

Publikacja: 11.05.2013 01:02

Nigdy wcześniej Warszawa nie była gospodarzem imprezy rangi mistrzostw Europy, więc spadł na nas ciężar dwojakiego rodzaju. Należało pokazać, że stolica Polski Ludowej, mimo że zniszczona, wywiąże się z obowiązków organizatora, jak przystało na bohatera pracy socjalistycznej. Wypadało też udowodnić, że polskich sportowców, wychowywanych w warunkach sprawiedliwości społecznej, stać na najcenniejsze zwycięstwa.

Ambicje sportowe były uzasadnione. Pierwszy medal olimpijski dla Polski po wojnie zdobył bokser Aleksy Antkiewicz (Londyn, 1948). Pierwszym mistrzem olimpijskim, na igrzyskach w Helsinkach (1952), też został pięściarz Zygmunt Chychła, a Antkiewicz zajął wtedy drugie miejsce. W propagandzie nowej władzy Polska międzywojenna przedstawiana była jako karykatura państwa, w sporcie też należało kreować nowych bohaterów. Tym bardziej że przedwojenni mistrzowie olimpijscy nie spełniali nowych, socjalistycznych kryteriów. Stanisława Walasiewicz i Halina Konopacka mieszkały w USA, a sytuację Konopackiej pogarszał fakt, że była żoną sanacyjnego ministra Ignacego Matuszewskiego. Tylko Janusza Kusocińskiego dopasowano do nowych czasów, głównie dlatego, że został rozstrzelany przez hitlerowców.

Kraje socjalistyczne, które odstawały od zachodnich pod każdym względem, mogły się z nimi równać tylko na arenach sportowych. Sport stał się więc narzędziem propagandy. Związek Radziecki pierwszy raz wystawił reprezentację na igrzyska olimpijskie w Helsinkach i od tej pory już nic nie było takie samo. Zaczął się trwający kilkadziesiąt lat wyścig sportowych zbrojeń, w którym łamanie zasad amatorstwa i fair play było na porządku dziennym.

Światło na Bródnie

Mistrzostwa Europy rozpoczęły się 18 maja 1953 roku, tego samego dnia co Dni Oświaty, Książki i Prasy. Dwa i pół miesiąca wcześniej „przestało bić serce współbojownika i genialnego kontynuatora dzieł Lenina, mądrego Wodza i Nauczyciela". W „Przeglądzie Sportowym" wybitni sportowcy, piórami dziennikarzy, dali wyraz swojej głębokiej żałoby. Dziennikarze „Tygodnika Powszechnego" nie przeżywali śmierci Stalina zgodnie z wytycznymi partii, więc gazetę zamknięto.

Prezydentem USA był od stycznia generał Dwight Eisenhower. Królowa Elżbieta przygotowywała się do koronacji. Edmund Hillary jako pierwszy człowiek na świecie zbliżał się do szczytu Mount Everestu. Po fantastycznym finale rozgrywek o Puchar Anglii na Wembley, Blackpool – Bolton, zwanym „finałem Stanleya Matthewsa", Anglicy jeszcze przez kilka miesięcy łudzili się, że mają najlepszych piłkarzy na świecie. W listopadzie do Londynu przyjechała węgierska „Złota jedenastka" i wybiła im piłkę z głowy. Dwa dni przed otwarciem mistrzostw w Warszawie, w Chicago, w walce o mistrzostwo świata zawodowców wagi ciężkiej Rocky Marciano znokautował Joe Walcotta.

Świat wrzał. Toczyła się wojna w Korei bombardowanej przez „zbrodnicze lotnictwo amerykańskie". „Życie Warszawy" informowało w tytule: „Perspektywa odprężenia międzynarodowego wywołuje zaniepokojenie kanclerza w Bonn".

W Warszawie rósł ku niebu Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina – dar narodów Związku Radzieckiego dla Polski, w więzieniu na Mokotowie wciąż wykonywano wyroki śmierci na podstawie fałszywych oskarżeń i donosów.

Ale oficjalnie budowano nową Polskę, „piękną jak we śnie". „W 40 domach osiedla Stare Bródno w dzielnicy Praga-Północ zapłonęły w niedzielę, 26 kwietnia lampy elektryczne. Odbyła się uroczystość elektryfikacji osiedla. Elektryfikacja ta została przeprowadzona przez samych mieszkańców. Przy pomocy Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej wystarali się oni o potrzebny sprzęt i fachowców, i pod ich kierownictwem wykonali wszystkie prace. Trud ten opłacił im się stokrotnie" („Życie Warszawy").

Przodownicy pracy

O zmianach w stolicy mówił zamieszczony w gazecie komunikat: „Dziś, w niedzielę, 12 kwietnia zostały uruchomione w Warszawie nowe centrale telefoniczne, a w związku z tym zostały zmienione prawie wszystkie numery telefonów".

„Życie Warszawy" donosi też z dumą, w imieniu piekarzy: „Ani jednego zakalca nie wypuści na rynek piekarnia nr 23 z ul. Puławskiej", i wytyka: „Po inspekcji w piekarni przy Lubelskiej wypieki... na twarzach niechlujów". Nic dziwnego, że w uchwale z II Ogólnopolskiej Narady Satyryków znalazła się deklaracja: „Pragniemy jeszcze bardziej związać swoją pracę i twórczość z życiem Polski Ludowej".

Przygotowania bokserów do mistrzostw rozpoczęły się kilka tygodni przed turniejem. Po mistrzostwach Polski w Poznaniu sekcja bokserska Głównego Komitetu Kultury Fizycznej wyznaczyła 26 pięściarzy, mających szansę występu w mistrzostwach. GKKF to ministerstwo sportu, przez kilkadziesiąt lat PRL niepotrafiące znaleźć swojej tożsamości. Zmieniała się jego nazwa, w kręgach zainteresowania urzędu znajdowały się czasami turystyka i młodzież.

A kiedy po piątym zwycięstwie tłum zaczął gromowym głosem – Jeszcze Polska nie zginęła – i śpiewał, jak my nigdy nie śpiewamy – łzy pociekły mi z oczu Maria Dąbrowska „Dzienniki"

„Sekcja bokserska" to nic innego jak Polski Związek Bokserski. W latach pięćdziesiątych sport polski zorganizowany został na wzór sowieckiego. Stąd ta kultura fizyczna w nazwie ministerstwa (od fizkultury) i likwidacja związków sportowych, na rzecz jednej, kolektywnej instytucji. Polskiego Związku Piłki Nożnej też nie było, tylko Sekcja PN przy GKKF. Wszystko wróciło do normy po roku 1956.

Najpierw bokserzy, pod opieką trenera, nazywanego także kierownikiem zgrupowania, Feliksa Stamma, wyjechali do Zakopanego. Stamm, którego nazwisko, zgodnie z ówczesną modą spolszczono na Sztam, był dla polskiego boksu kimś takim jak Kazimierz Górski dla piłki, Henryk Łasak dla kolarstwa, Jan Mulak dla lekkiej atletyki czy Janos Kevey dla szablistów.

Bez nich nie byłoby największych sukcesów i znanych na całym świecie mistrzów w tych dyscyplinach sportu. Stamm (urodzony w roku 1901 w Kościanie) był przed wojną bokserem Warty Poznań, szybko zorientował się, że kariery na ringu nie zrobi. Zajął więc miejsce w narożniku i już w wieku 35 lat został trenerem reprezentacji Polski.

Był z nią na siedmiu igrzyskach olimpijskich, od Berlina w roku 1936 począwszy, na Meksyku w 1968 skończywszy. Wychował kilkudziesięciu mistrzów olimpijskich i mistrzów Europy (mistrzostw świata w boksie wtedy nie było). Powszechnie lubiany i szanowany, miał ojcowskie podejście do swoich wychowanków, z czego wziął się jego przydomek „Papa". W Warszawie odbywają się turnieje imienia Feliksa Stamma, tyle że wielkich bokserów już w Polsce nie ma.

W Zakopanem pięściarze mieli zapomnieć o boksie. „Rękawice są ich największym wrogiem. (...) Następuje – przez wyrobienie bokserskiego głodu – kumulowanie sił do ciężkiej zaprawy na następnym obozie, mającym rozpocząć się 17 kwietnia w Czerwieńsku" – pisano w „Życiu Warszawy".

Czerwieńsk to mała miejscowość niedaleko Zielonej Góry, gdzie swój ośrodek treningowy miała Legia. Stamtąd ekipa przeniosła się do Władysławowa, a dokładniej jego dzielnicy – Cetniewo. Tamtejszy Ośrodek Przygotowań Olimpijskich stał się jednym z najważniejszych miejsc, w których sportowcy przygotowywali się do ważnych zawodów i odpoczywali. Pełni tę rolę do dziś. Odkrył go właśnie Stamm, doceniając wagę morskiego powietrza i jodu. Bokserzy ćwiczyli w sali gimnastycznej przed lustrami, biegali po plaży z ołowianymi pasami, a po treningach moczyli nogi w słonej wodzie i jedli miód.

Na okres przygotowań przypadło Święto Pracy. Ważna sprawa. „1 Maja święcili pięściarze wraz ze społeczeństwem pobliskiego portu rybackiego Władysławowo – pisano w „Przeglądzie Sportowym". – Uczestnicy obozu wzięli udział w pochodzie, a czołowi olimpijczycy Antkiewicz i Chychła kroczyli w kolumnie przodowników pracy".

W Warszawie, podczas pochodu pierwszomajowego, młodzi sportowcy nieśli portrety swoich koleżanek i kolegów, którzy, choć też młodzi, stanowili wzory do naśladowania. Były to m.in. portrety Zygmunta Chychły, mistrza świata juniorów w szabli, 22-letniego Wojciecha Zabłockiego, ciężarowca Klemensa Roguskiego, oszczepniczki Marii Ciachówny (była również mistrzynią Polski w konkurencji rzutu granatem), gimnastyka Szymona Sobali czy kapitana żeńskiej reprezentacji Polski w siatkówce Mirosławy Zakrzewskiej.

A dla równowagi – portrety klasyków marksizmu i leninizmu, karykatury generała Władysława Andersa na białym koniu oraz bikiniarzy z plerezami i w kolorowych skarpetkach. Sportowcy nieśli transparenty: „Jesteśmy sprawni do pracy i obrony ojczyzny", „Sport radziecki naszym wzorem – korzystajmy z bogatych doświadczeń sportu radzieckiego". A poza tym – „Nierozłączne siostry dwie: młodzież i SP", czyli Służba Polsce.

Pochody w całym kraju szły w rytm marszów Izaaka Dunajewskiego, a wieczorem wszyscy tańczyli na plenerowych zabawach, na których z głośników zespół Mazowsze śpiewał „Ukochany kraj", Andrzej Bogucki – „Czerwony autobus", a Chór Czejanda – „Budujemy nowy dom". Jak na pierwszym kolorowym polskim filmie „Przygoda na Mariensztacie", kręconym właśnie w roku 1953.

Pociąg z Moskwy

Mistrzostwa Europy, w założeniu polskich organizatorów, miały stać się demonstracją internacjonalistycznej jedności. Miały też pokazać siłę socjalistycznego sportu. Według z góry rozpisanych ról prasa faworyzowała pięściarzy radzieckich, ale robiła też sobie nadzieje na zwycięstwa Polaków. Rzeczywistość przerosła te kalkulacje.

Początkowo wszystko odbywało się według scenariusza. Sportowcy przybywali do Warszawy przede wszystkim  pociągami. Na Dworcu Głównym witały ich flagi narodowe i transparenty w rodzaju: „Niech się rozwija braterska współpraca i przyjaźń sportowców całego świata, walczących o pokój i postęp".

Pięściarze Związku Radzieckiego jechali z Moskwy, więc uroczystość powitania zorganizowano na Dworcu Wschodnim. Ale pociąg zatrzymywał się po drodze. Jak donosił „Przegląd Sportowy", dyżurny ruchu na stacji w Łukowie wszedł do wagonu i powiedział: pociąg nie ruszy, dopóki nie uścisnę rąk zasłużonych mistrzów sportu Szczerbakowa i Korolowa.

Uczestników, przybyłych do Polski z 19 państw, zakwaterowano w hotelu Polonia, jedynym przyzwoitym, jaki wtedy miała stolica. Również i tutaj goście z Kraju Rad nie mieli spokoju. Odwiedziły ich między innymi delegacje harcerzy z VI klasy szkoły TPD (Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, w tych szkołach nie było lekcji religii – przyp. red.) z drużyny im. Mao Tse-tunga oraz z drużyny im. Feliksa Dzierżyńskiego, działającej w szkole TPD nr 11. W imieniu polskich dzieci wręczyły sportowcom radzieckim czerwone chusty harcerskie, a w rewanżu zostały zaproszone do stołu na lody.

Uroczystość otwarcia turnieju poprzedził koncert w Teatrze Narodowym, gdzie z recitalem wystąpił znakomity pianista Władysław Kędra, oraz uroczysta kolacja w Polonii. A potem 119 bokserów przez tydzień toczyło walki w Hali Mirowskiej, noszącej też nazwę Hali Gwardii.

Ten obiekt z przełomu XIX i XX wieku, budowany z myślą o handlu, był w roku 1953 jedynym w stolicy, który można było zaadaptować na halę widowiskową. Ustawiono trybuny na 5300 miejsc i ring pośrodku. Znany dziennikarz sportowy „Życia Warszawy" Stefan Sieniarski przez kilka dni poprzedzających otwarcie mistrzostw zaglądał do Hali Gwardii i patrzył organizatorom na ręce. Jego narzekania na brak porządku wokół obiektu, piętrzący się gruz, brak oświetlenia, „wilcze doły" doprowadziły do radykalnej poprawy. Wszystko posprzątały władze dzielnicy. A wyposażenie wnętrza budziło uznanie autora. „... Nie tylko wygodne szatnie, prysznic, łaźnia, gabinet lekarski, będą do dyspozycji sportowców. Np. dla tych, co przeżyją na mistrzostwach najbardziej gorzkie zawody – przegrają przez KO – urządzono tzw. gabinet przeciwwstrząsowy. W tym pokoju przegrani bokserzy dochodzić będą jak najszybciej do siebie".

Inaczej mówiąc, zainstalowano tam aparaty tlenowe, dzięki którym zawodnicy „będą bardzo szybko przyprowadzani do całkowitej świadomości".

Sieniarski podkreśla również, że „pomyślano pierwszy raz od niepamiętnych czasów o widzach, którzy dotychczas byli przeważnie tylko źródłem zasilania kasy organizatora imprezy sportowej. A więc jest palarnia, są na miejscu bufety – zimne będą dwa, gorący jeden. Będzie i kawiarnia".

Na dwa dni przed otwarciem Sieniarski sprawdził organizatorów jeszcze raz: „Na ringu można już walczyć, a z telefonu z kwatery prasowej dogadaliśmy się z miastem".

Od pierwszych dni warszawiacy wpadli w amok. Nasi bokserzy wygrywali walkę po walce, spisując się dużo lepiej, niż oczekiwano. Telewizja, która od stycznia 1953 roku nadawała godzinny program raz w tygodniu, w piątki, jeszcze nie przeprowadzała żadnych transmisji. O przebiegu mistrzostw informowało Polskie Radio, w wieczornych kronikach. Wytwórnia Filmów Dokumentalnych przygotowywała codziennie reportaże pokazywane w kinach. Po każdej walce sprawozdawcy stołecznych dzienników dzwonili do swoich redakcji, które w oknach wystawiały kartki z wynikami.

Było aż za dobrze. Po dotarciu do półfinałów 17 reprezentantów Polski, ZSRR i krajów demokracji ludowej prasa napisała: „Dzień sukcesów ludowego sportu".

Po zakwalifikowaniu się do finałów czterech Polaków, trzech bokserów ZSRR, jednego Węgra i jednego „Czechosłowaka" można było przeczytać: „Oto najlepszy dowód potęgi naszego pięściarstwa, naszej szkoły, naszego wychowania, wzorowanych na wielkich osiągnięciach Kraju Rad". A to była dopiero połowa walk półfinałowych. Nim rozpoczęły się finały, „Przegląd Sportowy" obok winiety na górze kolumny dał tekst pod tytułem „Radziecka szkoła boksu zwycięża".

W finałach znalazło się aż siedmiu polskich bokserów. Zwyciężyło pięciu z nich. W wadze muszej Henryk Kukier pokonał Frantiska Majdlocha z Czechosłowacji; w koguciej Zenon Stefaniuk – Borysa Stiepanowa (ZSRR); w piórkowej Józef Kruża – Aleksandra Zasuchina (ZSRR); w lekkopółśredniej Leszek Drogosz – Irlandczyka Terence'a Milligana, w półśredniej Zygmunt Chychła – Siergieja Szczerbakowa (ZSRR).

Krzyk i oklaski

W wadze półciężkiej Tadeusz Grzelak przegrał z Ulrichem Nitzschke (NRD), w ciężkiej Bogdan Węgrzyniak uległ Algirdasowi Soczikasowi (ZSRR). Brązowe medale zdobyli: Aleksy Antkiewicz w wadze lekkiej i 18-letni uczeń X klasy szkoły ogólnokształcącej w Bielsku-Białej Zbigniew Pietrzykowski w lekkośredniej. Jedynym Polakiem, który nie zdobył medalu, był Zbigniew Piórkowski.

To był sukces niebywały. Feliks Stamm wspominał w swoich pamiętnikach niezwykłą atmosferę panującą w Hali Gwardii. Nie było gdzie szpilki włożyć, ludzie cieszyli się, śpiewali rodakom „Sto lat". Nawet Maria Dąbrowska w „Dziennikach" zwróciła uwagę na fenomen mistrzostw, co cytuje w swoich „Kartkach z PRL" Wiesław Władyka: „Polska zdobyła mistrzostwo Europy, pięciu jej zawodników kolejno zwyciężyło, w tym, zdaje się, trzech w walce z Rosjanami. Dwu tylko zawodników radzieckich odniosło sukcesy, w tym żaden Rosjanin, jeden był Łotysz, drugi Armeńczyk. Ale nie to jest ważne. Tylko że trudno opisać, choćby tylko uchem chwytany, nastrój sali. Entuzjazm dla zawodników polskich wyrażany krzykiem i oklaskami można porównać do huku morza w czasie sztormu. To było ogłuszające. A kiedy po piątym zwycięstwie tłum zaczął gromowym głosem – Jeszcze Polska nie zginęła – i śpiewał, jak my nigdy nie śpiewamy – łzy pociekły mi z oczu (dalszy fragment skonfiskowała cenzura w 1988 r.). Śmieszne, ale to była wielka manifestacja patriotyczna".

Propaganda miała problem. Nie można było wprost napisać, że Związek Radziecki przegrał, a Polska wygrała. Kłóciło to się jaskrawo z tym wszystkim, o czym można było codziennie czytać w gazetach i w co ludzie nie wierzyli. W to, że „Walczymy z reumatyzmem – wrogiem życia i pracy" – jeszcze jako tako. Ale „nóż Kolesowa, skrawający metal szybciej – lepiej – taniej", nagle się stępił. A metody szkolenia bokserów docenta Konstantego Gradopołowa z będącego dla Polski wzorem Centralnego Instytutu Kultury Fizycznej im. Stalina w Moskwie zostały porażkami Sowietów podważone.

W usta jednego z mistrzów – Józefa Kruży, zaraz po finałach włożono (?) słowa: „Pragnę wyjechać na naukę do Związku Radzieckiego. Po poznaniu radzieckich metod treningu przekazywałbym swe wiadomości i zdobyte w ringu doświadczenia naszej młodzieży".

Tylko „Życie Warszawy", oceniając turniej, stanęło na wysokości zadania: „Triumf naszego pięściarstwa, doskonały debiut w mistrzostwach bokserów ZSRR – jedno mają źródło. Jest nim opieka państwa nad sportem, naukowa metoda pracy przygotowawczej sportowców, jest nim masowość i upowszechnienie kultury fizycznej".

Pojawił się też termin, używany później nieraz w prasie sportowej, kiedy brakuje argumentów: „Olimpijski wicemistrz Miednow nie miał szczęścia, wylosowawszy w eliminacjach największy nasz talent bokserski – Drogosza. Ich walka była moralnym finałem mistrzostw" („Życie Warszawy").

Chcąc osłodzić radzieckim gościom gorycz porażki, aktywiści ZMP zaprosili ich do odwiedzenia Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu, gdzie na licencji radzieckiej Pobiedy produkowano samochód Warszawa.

Na stoiskach wydawnictw, ustawionych z okazji Dni Książki i Prasy w alei Stalina (Aleje Ujazdowskie), pięściarze radzieccy, polscy i z innych krajów demokracji ludowej podpisywali książki pisarzy radzieckich oraz „postępową beletrystykę". Wydawnictwo Czytelnik wznowiło właśnie „Lato w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza, „Medaliony" Zofii Nałkowskiej, „Starą Baśń" Józefa Ignacego Kraszewskiego i „Prawdę o Katyniu" Bolesława Wójcickiego, o „zbrodni popełnionej przez faszystów niemieckich jesienią 1941 roku".

Tydzień po zakończeniu mistrzostw w Hali Gwardii odbyła się akademia, podczas której Feliksa Stamma udekorowano Krzyżem Oficerskim, mistrzów Europy i kolarza Stanisława Królaka – Złotymi Krzyżami Zasługi, a wicemistrzów Srebrnymi.

Kim byli mistrzowie?

Henryk Kukier miał 23 lata. Pochodził z Lublina. Po zakończeniu kariery był trenerem. Mieszka w swoim rodzinnym mieście.

Zenon Stefaniuk (23) urodził się na wsi pod Siedlcami. Pracował tam jako drukarz. Zmarł w roku 1985.

Zenon Kruża (25) zaczynał boksować w Tczewie, największe sukcesy odnosił w barwach CWKS Legia. Zmarł w roku 1996.

Aleksy Antkiewicz (30) pochodził z Katlewa na Warmii, ale niemal całe życie spędził w Trójmieście. Przez 15 lat był trenerem Czarnych Słupsk. Jedno z rond w tym mieście nosi jego imię. Wychował kilku bardzo dobrych bokserów. Zmarł w roku 2005 w Gdańsku.

Leszek Drogosz (20), kielczanin przez całe życie. Nazywano go „Czarodziejem ringu". Legenda boksu, trzykrotny mistrz Europy. Po zakończeniu kariery sportowej robił karierę jako aktor. Zmarł w roku 2012.

Zygmunt Chychła (26), gdańszczanin, wcielony w roku 1944 do Wehrmachtu i wysłany do Francji. Po dezercji znalazł się w Drugim Korpusie generała Władysława Andersa i walczył we Włoszech. Po igrzyskach olimpijskich w Helsinkach (1952) zachorował na gruźlicę. Powinien przerwać karierę, ale jako mistrz olimpijski był potrzebny reprezentacji, więc wmawiano mu, że choroba nie jest groźna. Zwyciężył, jednak zaraz po mistrzostwach w Warszawie zszedł z ringu na zawsze. Nie mogąc liczyć na pomoc, na początku lat 70. wyjechał do Niemiec. Zmarł w roku 2009, w domu opieki społecznej w Hamburgu.

Ich trener Feliks Stamm zmarł w Warszawie w roku 1976. Żegnała go cała Polska.

Hala Gwardii stoi, jak stała. Mieści duży sklep spożywczy. Tam gdzie był ring, można kupić ogórki kiszone.

Nigdy wcześniej Warszawa nie była gospodarzem imprezy rangi mistrzostw Europy, więc spadł na nas ciężar dwojakiego rodzaju. Należało pokazać, że stolica Polski Ludowej, mimo że zniszczona, wywiąże się z obowiązków organizatora, jak przystało na bohatera pracy socjalistycznej. Wypadało też udowodnić, że polskich sportowców, wychowywanych w warunkach sprawiedliwości społecznej, stać na najcenniejsze zwycięstwa.

Ambicje sportowe były uzasadnione. Pierwszy medal olimpijski dla Polski po wojnie zdobył bokser Aleksy Antkiewicz (Londyn, 1948). Pierwszym mistrzem olimpijskim, na igrzyskach w Helsinkach (1952), też został pięściarz Zygmunt Chychła, a Antkiewicz zajął wtedy drugie miejsce. W propagandzie nowej władzy Polska międzywojenna przedstawiana była jako karykatura państwa, w sporcie też należało kreować nowych bohaterów. Tym bardziej że przedwojenni mistrzowie olimpijscy nie spełniali nowych, socjalistycznych kryteriów. Stanisława Walasiewicz i Halina Konopacka mieszkały w USA, a sytuację Konopackiej pogarszał fakt, że była żoną sanacyjnego ministra Ignacego Matuszewskiego. Tylko Janusza Kusocińskiego dopasowano do nowych czasów, głównie dlatego, że został rozstrzelany przez hitlerowców.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium