Dotychczas były tylko podejrzenia, przecieki ze śledztw i plotki. Coraz częstsze: o pływakach, którzy mieli na tym paliwie startować już podczas igrzysk 2008 w Pekinie. O kolarzach, którzy wprowadzili taką mieszankę do przygotowań przed Tour de France 2009, a potem stała się dla nich niemal tym, czym kiedyś było EPO. O opakowaniach po AICAR znajdowanych podczas TdF 2009 w śmietnikach i w torbie lekarza sportowego zatrzymanego rok temu przez hiszpańską policję. O kolarzach wychudzonych do granic możliwości.
Mówił o tym m.in. Laurent Bordry, szef francuskiej agencji antydopingowej. Sugerując, że to może być właśnie efekt AICAR. Substancji, której pochodne występują również naturalnie w organizmie i dopingowanie się nią jest trudno uchwytne dla kontrolerów, a diablo skuteczne. Zwłaszcza w sportach wytrzymałościowych.
Oszukać mięśnie
Dlaczego? Mówiąc najprościej, podany w zwiększonej dawce AICAR oszukuje mięśnie, zmuszając je do takich reakcji, jakby były po treningu. Nawet jeśli odpoczywały. Dlatego nazwano go kiedyś „ćwiczeniem w pigułce".
Można nim tak oddziaływać na geny, by przemodelować mięśnie i zwiększyć w nich proporcję włókien wolnokurczliwych, stworzonych do długiego wysiłku, kosztem szybkokurczliwych, kluczowych w tych sportach, w których wysiłek jest intensywny, ale krótki.
AICAR pomaga spalać tłuszcz, główne źródło energii podczas długiego wysiłku, wzmacniać mięśnie, a do tego jeszcze zwiększa wydolność układu krążenia. Poprawia jak EPO transport tlenu – kluczowy w sportach wytrzymałościowych – ale w inny sposób. – Pomaga utleniać kwasy tłuszczowe, które są paliwem dla mięśnia sercowego, także działa przeciwzapalnie, co z kolei poprawia kondycję naczyń krwionośnych – mówi „Rz" prof. Agnieszka Zembroń-Łacny z poznańskiej AWF, autorka pierwszych polskich naukowych publikacji na temat AICAR.