W krajach, które do tej pory organizowały igrzyska, największe wydatki ponosili podatnicy. Obiekty sportowe oraz inną niezbędną infrastrukturę budowano ze środków publicznych. Rosyjski rząd wydał nie tylko kontrolowanym przez siebie konsorcjom, ale także prywatnym firmom polecenie, aby aktywnie włączyły się w finansowanie przyszłorocznych zawodów. Przedsiębiorstwa zapłacą ponad połowę całej kwoty, zainwestowanej w przygotowania. Pieniądze, które muszą wyłożyć oligarchowie, nie są małe. Igrzyska w Soczi będą najdroższymi w historii. Już teraz suma wydatków przekroczyła 51 miliardów dolarów. Dla porównania letnia olimpiada w Londynie (2012) kosztowała 14 miliardów dolarów, a w Pekinie (2008) około 40 miliardów.
Największe rosyjskie firmy nie sponsorują igrzysk bezinteresownie. Wierzą, że w ten sposób utrzymają dobre stosunki z Władimirem Putinem. Prezydent uważa, że przedsiębiorstwa, które zbudowały swoją potęgę w czasie jego rządów (czyli od 2000 roku), mają wobec władz dług wdzięczności. A może już nie być lepszej okazji do jego spłaty, niż igrzyska w Soczi. O tym, że cały rosyjski przemysł jest uzależniony od Putina, boleśnie przekonało się w 2008 konsorcjum Miecziel. Ówczesny premier zarzucił szefom firmy, że swoje produkty drożej sprzedają w Rosji, niż za granicą. Po tych słowach wartość akcji spółki spadła prawie o 40%, co oznaczało stratę niemal 6 miliardów dolarów. Dlatego teraz żaden z oligarchów nie chce sprzeciwiać się Putinowi. Mimo iż każdy z nich wie, że zainwestowane pieniądze nigdy się nie zwrócą. Jednak o ewentualnych stratach nikt nie odważy się powiedzieć głośno. Nikt też nie przyzna, że był zmuszany przez władze państwa do zainwestowania w organizację igrzysk. Wręcz odwrotnie, Gazprom wydał niedawno oświadczenie, w którym zarzeka się, że jego działania sponsoringowe wynikają z dobrej woli, gdyż „zawody w Soczi to nie tylko projekt biznesowy, ale także wielka społeczna odpowiedzialność".
Prezydent Władimir Putin chce, aby zmagania najlepszych sportowców były pokazem rosyjskiej potęgi. Już teraz spędza mnóstwo czasu w Soczi. W pałacu prezydenckim przyjmuje gości z całego świata, pokazując, jak dzięki jego decyzjom zmienia się miasto.