Legia wygrała pierwszy raz od roku 2006, mimo że jest faworytem w każdym sezonie. A przecież niewiele się w klubie zmieniło. Staż trenerski Jana Urbana jest stosunkowo krótki, Bogusław Leśnodorski ma zaledwie półroczne doświadczenie jako prezes. Ale w przypadku Legii zaczyna działać system. Coś, na co postawił Mariusz Walter wiele lat temu, przynosi efekty. Młodzi polscy piłkarze wychowujący się w Warszawie mają coraz większy wpływ na grę drużyny. Urban potrafi znaleźć z nimi wspólny język lepiej niż Maciej Skorża, doświadczeni zawodnicy mu w tym pomagają. W tym sezonie to była rodzina. Leśnodorski, nieuznający krawatów, pokoleniowo i mentalnie bliższy kibicom niż poprzednicy, stał się pierwszym prezesem, na którego nie gwiżdże Żyleta. A to ma wpływ na atmosferę. Kibice wreszcie zrozumieli, że właściciel klubu nie jest ich wrogiem. Zgoda zbudowała.
Największym przegranym sezonu jest Wisła. Tam zapłacono za błędną politykę zatrudniania cudzoziemców na każdej posadzie: od fotela dyrektora przez ławkę trenerską po lewoskrzydłowego. Mało kto z zaciężnej armii utożsamiał się z klubem i po zdobyciu tytułu wszystko zaczęło się powoli rozpadać. Aż się rozsypało w tym sezonie i trzeba będzie zacząć budowę od nowa.
Najwięcej uznania mam dla Piasta. Rozumiem, że dla Gliwic każdy piłkarz Piasta jest wielki, ale reszta kraju już tak tego nie odbiera. To raczej zbiór bardzo przeciętnych zawodników. Trenerzy Marcin Brosz i Dariusz Dudek potrafili zbudować drużynę, która wyprzedziła rywali o znacznie większych budżetach i możliwościach. Awans do rozgrywek europejskich to dla nich zasłużona nagroda.
Przykład Lecha pokazuje, że danie szansy 36-letniemu trenerowi, wychowanemu przez klub, może się opłacać. Mariusz Rumak dawał sobie znakomicie radę, czego dowodem jest tytuł wicemistrzowski.
Skazane na spadek po rundzie jesiennej Bełchatów i Podbeskidzie walczyły nadzwyczaj skutecznie. Były okresy, że przed spadkiem broniło się nawet pięć drużyn. Wyniki meczów z ich udziałem bywały zaskakujące. Wierzący w czystą grę są zdania, że to normalne.