Cały dochód dla Julki

Niespełna miesiąc pozostał do rozpoczęcia mistrzostw świata we Wrocławiu w podnoszeniu ciężarów. Władze PZPC nadal walczą o pozyskanie dodatkowych środków do budżetu.

Publikacja: 27.09.2013 01:10

Szymon Kołecki – dziś prezes PZPC, kiedyś wicemistrz olimpijski i wicemistrz świata

Szymon Kołecki – dziś prezes PZPC, kiedyś wicemistrz olimpijski i wicemistrz świata

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Kiedy w grudniu ubiegłego roku Szymon Kołecki obejmował prezesurę związku, koszt organizacji imprezy szacował na 5–5,5 mln złotych. Dwa miesiące później przy tej kwocie widniał duży znak zapytania.

– Okazało się, że poprzednie władze praktycznie nie wystartowały z przygotowaniami. Mieliśmy zagwarantowane środki z Ministerstwa Sportu, o resztę musieliśmy zadbać sami. Gdyby to był sierpień, o wsparcie finansowe moglibyśmy się nie martwić, ale w tym czasie wszyscy mieli już pozamykane budżety i rozmowy z potencjalnymi partnerami były bardzo trudne – wspomina dwukrotny srebrny medalista olimpijski.

Kolejnym ciosem było stanowisko władz Warszawy. Kołecki spodziewał się, że gospodarz będzie w stanie wyasygnować z miejskiej kasy nawet 20 procent sumy potrzebnej na organizację. Rzeczywistość boleśnie zweryfikowała oczekiwania. Ratusz nie był w stanie partycypować w kosztach i zrobiło się nerwowo. – Po tych rozmowach przyszedł jedyny moment, kiedy się wystraszyłem. Przez kilka godzin obawiałem się, czy damy radę – mówi prezes.

Decyzja o zmianie lokalizacji była koniecznością. Ostatecznie stanęło na Wrocławiu, choć przez pewien czas w grę wchodziły także Bydgoszcz i Sopot. O wyborze stolicy Dolnego Śląska przesądził entuzjazm prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza i marszałka województwa Rafała Jurkowlańca. Nie bez znaczenia była obiecana przez obie strony kwota 600 tysięcy złotych. – We Wrocławiu spotkaliśmy się z nieprzeciętną przychylnością, dostaliśmy wsparcie organizacyjne na każdym poziomie. A co do finansów – to jeszcze rozmawiamy. Cały czas mam nadzieję na większe środki – podkreśla Kołecki.

Po rezygnacji Warszawy, mistrzostwa świata uratował Wrocław

Po przeprowadzce przygotowania ruszyły na dobre. W maju do miasta dotarła pierwsza część sprzętu sportowego, cały czas prowadzono rozmowy ze sponsorami.

Działacze Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów (PZPC) trochę ryzykowali, bo oficjalnie zgodę na zmianę gospodarza z międzynarodowej federacji dostali dopiero w połowie czerwca. Ale innego wyjścia nie było. – Dzięki temu, że wystartowaliśmy tak mocno, teraz możemy być spokojni. Zamknęliśmy budżet na poziomie 4,3–4,5 miliona złotych. To budżet podstawowy, dzięki któremu możemy zorganizować zawody na wysokim poziomie, atrakcyjne dla widza. Ale walczymy o dodatkowe środki. Chciałbym mieć więcej pieniędzy na oprawę, oświetlenie, promocję czy sprzęt. Zupełny spokój dałoby nam 5 procent rezerwy – tłumaczy Kołecki.

Mistrzostwa odbędą się w Hali Stulecia. Budowany przed wiekiem obiekt przeszedł niedawno generalny remont. Na koniec zostawiono podłogę, którą przed budową pomostu do ciężarów trzeba wzmocnić.

Początkowo organizatorzy chcieli, aby wstęp na imprezę był bezpłatny. Zmienili zdanie, kiedy uświadomili sobie, że wpływy z biletów mogą pomóc w leczeniu i rehabilitacji córki Bartłomieja Bonka, brązowego medalisty igrzysk w Londynie. – To nasza misja. Na pomoc Julce idzie cały dochód z biletów. Wejściówki są już w sprzedaży – podkreśla Kołecki.

Bonk znalazł się w składzie reprezentacji na MŚ, ale do faworytów nie należy. Największe szanse mają Adrian Zieliński (kat. 85 kg) i Marcin Dołęga (105). Niespodziankę sprawić mogą Arsen Kasabijew i Tomasz Zieliński (obaj 94).

Całe mistrzostwa pokaże Eurosport. Rywalizację w wybranych kategoriach wagowych zobaczymy w TVP, która wyprodukuje także sygnał, z którego będą korzystać telewizje na całym świecie.

Kiedy w grudniu ubiegłego roku Szymon Kołecki obejmował prezesurę związku, koszt organizacji imprezy szacował na 5–5,5 mln złotych. Dwa miesiące później przy tej kwocie widniał duży znak zapytania.

– Okazało się, że poprzednie władze praktycznie nie wystartowały z przygotowaniami. Mieliśmy zagwarantowane środki z Ministerstwa Sportu, o resztę musieliśmy zadbać sami. Gdyby to był sierpień, o wsparcie finansowe moglibyśmy się nie martwić, ale w tym czasie wszyscy mieli już pozamykane budżety i rozmowy z potencjalnymi partnerami były bardzo trudne – wspomina dwukrotny srebrny medalista olimpijski.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos