Jak Pro Golf Tour jest w Polsce, to ostatniego dnia jest dogrywka. Tak było w lipcu w Lotos Polish Open, tak było w ostatnią niedzielę września na podwrocławskim polu Toya Golf & Country Club w turnieju Deutsche Bank Polish Masters.
Latem dwaj Niemcy potrzebowali do rozstrzygnięcia aż cztery dołki, teraz czwórka golfistów zakończyła rywalizację już po jednym. W tej czwórce był Maximilian Glauert, który w sobotę zbliżył się do rekordu pola i prowadził wspólnie ze Szkotem Davidem Lawem, lecz w niedzielę zagrał nieco gorzej i dał się doścignąć sporej grupie pościgowej. Na ostatnim dołku stworzyli ją David Antonelli (Francja), Phillip Mejow (Niemcy) i Fernand Osther (Holandia). Sędziowie zarządzili więc czteroosobową dogrywkę na dołku nr 18 (to rozwiązania zwykle najbardziej podoba się publiczności) i emocje przedłużyły się o dobry kwadrans.
Po dwóch uderzeniach połowa z czterech uczestników walki o główną nagrodę była na greenie, jeden w bunkrze, jeden przed greenem. Antonelli, Mejow i Osther wykonali następne uderzenia tak, że każdemu pozostał do wykonania putt, by zaliczyć par (4 uderzenia). Glauert zaś posłał z greenu piłkę prosto do dołka, choć miał do celu całkiem daleko. Ten świetny strzał oznaczał zwycięstwo w finale Pro Golf Tour, 25 tys. zł nagrody i obietnicę pojawienia się we Wrocławiu za rok, o ile Niemiec nie awansuje do PGA European Tour, na co, wedle mistrza Deutsche Bank Polish Masters 2013, istnieje pewna szansa.
– W sobotę zagrałem najlepszą rundę w mej karierze zawodowej. Udawało mi się trafiać trudne putty, to bardzo pomogło w osiągnięciu tak dobrego wyniku. W niedzielę tylko czasem zdarzało mi się dobrze puttować, zwłaszcza w końcówce. Mimo kilku wpadek – double bogey na 13. dołku – walczyłem do końca i się nie poddawałem – mówił po rundzie Glauert.
W niedzielę lepiej od zwycięzcy zagrał najlepszy z Polaków Maksymilian Sałuda, miał 70 uderzeń, ale straty z soboty były za duże, by marzyć o wygranej. – Jestem zadowolony z gry, ale niedosyt pozostał. Końcówkę miałem kiepską, zwłaszcza ostatnie dwa dołki. Szkoda mi zgubionej piłki na siedemnastym dołku. Nie szła mi gra driverem, ale cały turniej dobrze puttowałem, zawsze miałem poniżej 30 uderzeń. Nie pamiętam turnieju zawodowego z tak niską średnią uderzeń. Mimo tylko czterech punktów straty do lidera, zająłem dzieloną z innymi 12. pozycję, co pokazuje, jak wysoki był poziom grających – komentował Sałuda.