Pierwsza Wielka Warszawska odbyła się w 1895. Stawką było 11 200 rubli. W tamtych czasach była to najlepiej dotowana gonitwa. Z powodu kryzysu ekonomicznego wyścigów nie organizowano w latach 1905–1912. Potem, z powodu działań wojennych, konie ewakuowano do Odessy. Do Warszawy i na tor wróciły po wojnie. W 1920 na hipodromie na Polach Mokotowskich kibice znów obejrzeli Wielką Warszawską.
Tor na Służewcu oddano do użytku w 1939, ale wtedy nie udało się zorganizować na nim najważniejszej gonitwy sezonu. Znów przeszkodziła wojna. Wyścigi konne wróciły do stolicy w 1946. Od tego momentu Wielka Warszawska cały czas jest rozgrywana w tym samym miejscu.
Na dystansie 2600 metrów rywalizuje 12 koni trzyletnich i starszych pełnej krwi angielskiej. Mimo iż Wielka Warszawska nie kończy sezonu, jest traktowana jak jego ukoronowanie. Kibice emocjonują się zmaganiami na Służewcu kilka tygodni przed ich startem.
Dżokeje i konie mają o co walczyć. Zwycięzca zdobywa nie tylko prestiż (wygrana w stołecznej gonitwie często decyduje o przyznaniu tytułu Konia Roku), ale także 150 tysięcy złotych. W tym roku triumfował Patronus z dżokejem Szczepanem Mazurem. Druga była Kundalini (dżokej Tomas Lukasek z Czech), a trzecie miejsce zajął ogier Suo (Fabien Lefebvre z Francji).
Więcej o 100. Wielkiej Warszawskiej w dodatku do jutrzejszej „Rzeczpospolitej”.