Bajki z mchu i paproci

Mecze z Anglią są dla Polski cyklicznym testem mówiącym, w jakim jesteśmy miejscu. To trochę tak jak z Kątami Rybackimi, do których jeżdżę co rok, widzę, jak rosną dzieci, a z czasem i wnuki gospodarzy, ich obejścia i na ile zmieniliśmy się wszyscy przez ostatnie miesiące.

Publikacja: 20.10.2013 12:30

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Na co dzień tego nie widać. Trzeba dystansu do oceny i refleksji.  Kiedy  w roku 1966 Anglicy wybrali na pierwszy mecz z Polską początek stycznia, też mało kto wierzył w możliwość nawiązania równej walki. U nich się w zimie gra, a u nas (wtedy i nadal) odpoczywa po sylwestrze. Ale w Liverpoolu zremisowaliśmy 1:1. Remis uratował im Bobby Moore, który był obrońcą, a nie napastnikiem. Pół roku później w Chorzowie Anglia wygrała 1:0, a po kolejnych trzech tygodniach wygrała mundial. Byliśmy w miarę równym przeciwnikiem dla najlepszej drużyna świata.

Siedem lat później Anglicy nie przyjmowali do wiadomości, że mogą przegrać eliminacje w grupie z Polską. A jednak ponieśli karę za swoją butę.

Wembley to trauma sprowadzająca nas regularnie na ziemię

W roku 1980 pojechałem pierwszy raz do Anglii. Zafascynowany kulturą futbolową tego kraju poszedłem popatrzeć, jak grają w parku panowie w średnim wieku.

Brakowało im jednego, więc mnie zaprosili. Ja, zgodnie z nadtytułem tych felietonów, byłem bardziej żonglerem niż piłkarzem. Ale woziłem ich na tym boisku jak chłopów w sądzie. No to mnie wyrzucili, mówiąc, że tak nie wolno grać. Kiwanie się, czyli drybling, jest niedozwolone. Trzeba biec z piłką po skrzydle i podać na pole karne albo do najbliższego partnera.

Taka była z grubsza ich filozofia gry. Kilka dni później spotkałem się w Manchesterze z Kaziem Deyną, który powiedział wprost, że z „tymi głupkami" to on długo nie wytrzyma, bo oni nie rozumieją na boisku tego, co rozumie on. I jego też wyrzucili.

Futbol w Anglii rozwija się dzięki lepszym niż Polacy zagranicznym piłkarzom i trenerom. Ale w przeddzień wtorkowego meczu na Wembley drużyna chłopców z łódzkiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego im. Kazimierza Górskiego, zwycięzcy turnieju o Puchar Tymbarka, czyli mistrzowie Polski do lat dziesięciu, rozegrali mecz z rówieśnikami z Tottenhamu. Weszli na obiekty treningowe tego klubu i oniemieli. W Polsce takich nie ma.

Toteż kiedy mecz się zaczął, jeszcze tkwili w letargu i w piątej sekundzie stracili bramkę. Wtedy się obudzili, jak Tomaszewski, kopnięty w rękę na Wembley przez Allana Clarke'a. I mimo że w Tottenhamie było paru białych i kolorowych chłopców, którzy świetnie dryblowali i dziś nikt ich już za to z boiska nie wyrzucał, nasi znaleźli na nich sposób. Zwyciężyli 6:1. Jestem ciekawy, jak może wyglądać mecz tych samych chłopców za 10 lat.

Czekamy na zwycięstwo czy przynajmniej „honorowy" remis na Wembley równie długo jak na grę polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. Nic dziwnego, że wracamy do przeszłości, a strzelcy bramek na tym stadionie stają się bohaterami.

Jan Tomaszewski jest legendą, bramka Jana Domarskiego była jedną z najważniejszych, jakie Polacy kiedykolwiek zdobyli. Piotr Nowak w roku 1996 był kimś takim dla Polski jak Steven Gerrard dziś dla Anglii, a Marek Citko za zdobycie gola w przegranym meczu został wybrany najlepszym sportowcem Polski. Wyprzedził mistrzów olimpijskich z Atlanty.

Ostatnim, któremu się udało pokonać na Wembley angielskiego bramkarza, był w roku 1999 Jerzy Brzęczek. Tomaszewski to już dziadek, Brzęczek to wujek Jakuba Błaszczykowskiego, jednego z niewielu w naszej kadrze, który wie o co chodzi.

Granice się otworzyły, Polacy jeżdżą po świecie i pracują w Anglii. Wojtek Szczęsny i Artur Boruc mają takie same samochody jak czołowi angielscy zawodnicy. Ale różnica pozostała, Wembley to trauma sprowadzająca nas regularnie na ziemię. Jechałem na mecz autokarem z kibicami z Polski. Niedaleko Wembley zobaczyliśmy polskiego fiata 126 p z angielską rejestracją, stojącego na parkingu pod domkiem. Wszyscy rzucili się na tę stronę, żeby zrobić zdjęcia.

Kiedy my jeździliśmy maluchami, polscy piłkarze należeli do najlepszych na świecie. Pracowali i grali, bo chcieli się przesiąść do lepszych samochodów. Przesiedli się i dlatego dziennikarze, zamiast opisywać dzisiejsze sukcesy, wspominają przeszłość.

Szczepłek: Cudu na Wembley niestety nie było

Na co dzień tego nie widać. Trzeba dystansu do oceny i refleksji.  Kiedy  w roku 1966 Anglicy wybrali na pierwszy mecz z Polską początek stycznia, też mało kto wierzył w możliwość nawiązania równej walki. U nich się w zimie gra, a u nas (wtedy i nadal) odpoczywa po sylwestrze. Ale w Liverpoolu zremisowaliśmy 1:1. Remis uratował im Bobby Moore, który był obrońcą, a nie napastnikiem. Pół roku później w Chorzowie Anglia wygrała 1:0, a po kolejnych trzech tygodniach wygrała mundial. Byliśmy w miarę równym przeciwnikiem dla najlepszej drużyna świata.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne