Oczywiście pamiętam o Sławomirze Wojciechowskim, wielkim talencie z Trójmiasta, który miał lewą nogę jak dziś Sebastian Mila i Tomasz Brzyski, tylko jeszcze silniejszą. Wydawało się, że będzie kiedyś prowadził pierwszą reprezentację Polski, a skończył na juniorskiej. Na początku nowego wieku spędził w Bayernie półtora roku, ale nie tyle tam grał, co był. Ponieważ jednak żaden inny Polak nie przeżył w Monachium nawet tego (Maciej Terlecki odpadł po grze kontrolnej, podczas której podobno założył siatkę Bixente Lizarazu, więc od razu go skasowali).
Wojciechowski, pamiętany tylko przez pasjonatów, udziela wywiadów na temat transferu Lewandowskiego jako ktoś kompetentny, kto przeżył Bayern na własnej skórze.
To o tyle ma sens, że w ciągu dwunastu lat nic tam się nie zmieniło. Jest taka sama presja, walka o pozycję na boisku i poza nim, tylko pieniądze są coraz większe. Krótko mówiąc, Lewandowski przesiadł się z opla do audi, co na jedno wychodzi. Będzie musiał walczyć, żeby go nadal szanowano.
Znając piłkarza i kierującego jego krokami Cezarego Kucharskiego nie sądzę, aby przy wyborze klubu kierowali się tylko zyskiem. Może to naiwne z mojej strony, ale tak mi się wydaje. Dziesięć procent, jakie zarobi Kucharski, byłoby może wyższe, gdyby kontrahentem stał się Real. Może nawet byłoby to dla piłkarza korzystniejsze. Poznałby nowy kraj, język, ludzi i obyczaje, a podróże kształcą, chociaż tylko wykształconych, jak mawia mój przyjaciel. Czyli Lewandowskiego jak najbardziej.
Ale on wolał zostać na tym samym podwórku Bundesligi, gdzie zna już wszystkie kąty, mówi tym samym językiem co wszyscy, nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Dobrego trenera zmieni na jeszcze lepszego, od którego też czegoś się nauczy. Dotychczasowi przeciwnicy staną się jego partnerami. Mario Mandżukić raczej nie będzie mu sprzyjał, bo to on czuje się najbardziej zagrożony.