Bucciol o tym, że w futsalu liczy się trening

Trener reprezentacji Polski w futsalu Andrea Bucciol mówi "Rz" o specyfice gry w piłkę nożną w sali.

Publikacja: 10.01.2014 17:00

Trener reprezentacji Polski w futsalu Andrea Bucciol.

Trener reprezentacji Polski w futsalu Andrea Bucciol.

Foto: www.sportofoto.pl, Urszula Skarżyńska us Urszula Skarżyńska

"Rz": Gdyby przeciwko reprezentacji Polski w futsalu zagrało dwóch Błaszczykowskich i dwóch Lewandowskich, mieliby szansę ją pokonać?

Andrea Bucciol: Piłka na trawie i futsal to dwie różne dyscypliny. Ale jeśli byłaby szansa rywalizować z piłkarzami tej klasy, co Błaszczykowski czy Lewandowski, warto byłoby spróbować. Piłka klasyczna to inna technika, inne przygotowanie fizyczne. W futsalu gra się dynamicznie, na mniejszym obszarze, inną piłką. Na trawie są dłuższe dystanse, bo i boisko jest większe, są większe przestoje w grze. Ciężko powiedzieć, jak byśmy wypadli w starciu z piłkarzami z murawy. Dla przykładu, podczas Turnieju Czterech Narodów w Zielonej Górze, graliśmy z norweską reprezentacją futsalu - składającą się z piłkarzy, uprawiających futbol na trawie. Dużym zagrożeniem był dla nas zawodnik grający na pozycji pivota (odpowiednik napastnika w piłce nożnej – przyp. red). A z kolei w sobotnim meczu z Walią, której reprezentacja to w dużej mierze także zawodnicy z murawy, wygraliśmy 8:1, mając jeszcze drugie tyle okazji na gole. Jak widać, nie ma reguły. Ale w przyszłości możemy zorganizować starcie kadry Polski w futsalu i w piłce nożnej. Jeżeli trener Nawałka się zgodzi...

Na mecz Polski i Norwegii w piłce nożnej przyszłoby kilkanaście tysięcy kibiców. Podczas meczu reprezentacji Polski i Norwegii w futsalu w Zielonej Górze na trybunach było nieco ponad tysiąc osób. Skąd te problemy z frekwencją?

Futsal w Polsce nie jest jeszcze tak popularną dyscypliną, by gromadzić tłumy na trybunach. Potrzeba czasu, by to zmienić, a także reklamy i dużych pieniędzy. Do tego liczy się poziom gry. Jeśli gralibyśmy z reprezentacjami Hiszpanii czy Włoch, gdzie futsal jest na dużo wyższym poziomie niż w Polsce, na mecz z pewnością przyszłoby dużo więcej kibiców. Być może będzie okazja zaprosić do Polski włoską reprezentację futsalu. Mam dobry kontakt z ich trenerem  - był moim nauczycielem na kursie UEFA.  Wysłaliśmy też zaproszenia do drużyn z Hiszpanii i Portugalii. Jeśli je przyjmą, prawdopodobnie udałoby się zorganizować z nimi mecze już po mistrzostwach Europy w futsalu  (odbędą się na przełomie stycznia i lutego – przyp. red).

Jak wygląda poziom futsalu we wspomnianych krajach w porównaniu z Polską?

W Hiszpanii i we Włoszech dwie najwyższe klasy rozgrywkowe są w pełni zawodowe. Zawodnicy mają więc stypendia, do tego dochodzą koszty dojazdu na treningi, mecze...  U nas stypendium ma niewielu zawodników. Dopóki liga futsalu w Polsce nie będzie zawodowa, a gracze nie będą skoncentrowani tylko na piłce halowej, trudno będzie rywalizować z takimi krajami jak Włochy czy Hiszpania. We Włoszech drużyna pierwszoligowa, nawet ta z połowy tabeli, przeprowadza minimum siedem treningów na tydzień. W Polsce na ogół są to tylko dwa, trzy treningi w tygodniu. Oprócz umiejętności, w futsalu liczy się trening. To gra oparta głównie na schematach. A je, wiadomo, trzeba wyćwiczyć. Wszystko musi się odbywać dokładnie, niemal na centymetry. By to opanować, potrzeba treningów. A ile może on trwać, gdy zawodnicy przychodzą do hali po ośmiu godzinach pracy i myślą o tym, by jak najszybciej wrócić do domu, do rodziny?

Jak to się stało, że z Włoch trafił pan do Polski?

Dwanaście lat temu poznałem we Włoszech moją żonę. Spędzała sylwestra u żony mojego kolegi, z którą się przyjaźni. Poznaliśmy się więc na sylwestrowej imprezie. Od tamtej pory przez siedem lat dzwoniliśmy do siebie albo lataliśmy po 1800 kilometrów. W końcu zdecydowaliśmy, że musimy pójść dalej. Po rozpisaniu na kartce tego, kto ma lepsze warunki, to ja zdecydowałem się przyjechać do Polski. Miałem szczęście, bo szybko trafiłem do Rekordu Bielsko-Białej - drużyny ekstraklasy futsalu. Wysłałem im CV, od razu do mnie oddzwonili. Najpierw zostałem asystentem trenera, a po sześciu miesiącach już prowadziłem zespół.

We Włoszech też trenował pan futsalistów?

Byłem trenerem bramkarzy, bo najpierw w ogóle grałem na tej pozycji. Byłem też asystentem trenera w pierwszej lidze futsalu.

Co pana najbardziej zdziwiło po przyjeździe do Polski?

Że tu z wyjątkiem Bożego Narodzenia czy Wielkanocy albo świąt narodowych, sklepy każdego dnia są otwarte. We Włoszech podczas sjesty nic nie da się kupić. Przede wszystkim jednak dziwiło mnie, że ludzie w Polsce żyją tak spokojnie. A we Włoszech frenezia – wszystko szybko. Gdy wracałem z treningu o 21.00, w Bielsku-Białej na ulicach nie było nikogo. We Włoszech o tej porze zaczynało się nocne życie.

Trener zagraniczny w Polsce jest przyjmowany z otwartymi ramionami czy z nieufnością?

Mówi się, że zwycięstwo jest dla drużyny, porażka – dla trenera. Tak jest na trawie i w futsalu. Oczywiście w trenerze z zagranicy pokłada się większe nadzieje. Tym bardziej, że we Włoszech futsal jest na wysokim poziomie. Dlatego dużo ludzi czekało na to, jakie osiągnę wyniki. Moim zdaniem dużo zależy też od tego, jakie trener ma przygotowanie, filozofię gry. Przede wszystkim jednak musi wiedzieć, do czego ma dążyć. Nie jestem facetem, który obraża się o komentarze. A na początku miałem trzy razy więcej tych negatywnych niż pozytywnych. Na szczęście, większości nie rozumiałem (śmiech).

SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń