Grał przez mniej więcej minutę, ale ważniejsze było to, że kiedy rozpoczęła się seria rzutów karnych, chodził po polu bramkowym, patrzył w oczy swoim kostarykańskim przeciwnikom, podawał im piłkę, coś do nich mówił, a potem obronił dwa karne i Holandia awansowała do półfinału. W następnym meczu wróci na ławkę rezerwowych.
Być może byliśmy świadkami przełomu w obyczajach. Trener Holandii Louis van Gaal podjął decyzję w piłce nożnej niezwykłą, zwłaszcza na poziomie ćwierćfinałów mistrzostw świata. W piłce ręcznej to normalne, że są bramkarze wchodzący na boisko tylko po to, żeby obronić karnego. Po czym schodzą, raz zwycięscy, raz przegrani. W futbolu tak robić nie można, jednak po meczu Holandia – Kostaryka może pojawią się propozycje wprowadzenia przepisu o możliwości wpisania do składu bramkarza specjalizującego się w obronie jedenastek.
Bo karne są w istocie wyjątkowym momentem meczu lub, jak teraz, po remisach, szczególnym finałem. To jedyny element gry, w którym nie decydują schematy, 4-4-2, 3-5-2 czy czas posiadania piłki, tylko umiejętności dwóch ludzi. Jak na westernie, tyle że tu strzela jeden, a wygrać może ten, do którego strzelają.
Kiedy Krul wszedł do bramki, jego głowa dotykała niemal poprzeczki.
Opowiadał mi Kazimierz Deyna, jak na olimpiadzie w Monachium strzelał karnego w meczu ze Związkiem Radzieckim. To już samo w sobie wiązało się z wyjątkowym stresem i nikt nie miał pretensji do Włodka Lubańskiego, że tym razem odmówił. On w ostatniej minucie meczu Górnika z Romą wbił karnego na wypełnionym Stadionie Śląskim. Mimo że umiał, to był wyczyn.