Ale w Brazylii różnie im się wiodło. Zremisowali z Ghaną, a Algierię pokonali 2:1 dopiero w dogrywce. Kiedy w półfinale rozgromili Brazylię 7:1 po meczu, który przejdzie do historii piłki nożnej, stali się stuprocentowym faworytem finału.

Jak to jednak w piłce bywa, przeciwnik, choć nie grał wcześniej tak efektownie, w najważniejszej rozgrywce pokazał znakomitą formę. Leo Messi nie stał się wprawdzie gwiazdą finału i stracił kolejną szansę dorównania Diego Maradonie, ale Argentyna mogła zaimponować jako zespół. W starciu dwóch równorzędnych przeciwników zadecydowała jedna akcja. Mario Goetze strzelił piękną bramkę, po której będzie porównywany do niemieckich bohaterów finałów sprzed lat – Helmuta Rahna czy Gerda Muellera.

Historia się powtarza. W roku 1974, kiedy Niemcy zdobyli mistrzostwo, ich reprezentacja opierała się na siedmiu piłkarzach Bayernu Monachium. Teraz też. To od lat jeden z najpotężniejszych klubów świata, a partnerem mistrzów z Rio de Janeiro będzie w Monachium Robert Lewandowski. Znalazł się w takiej samej sytuacji jak Zbigniew Boniek, który po mundialu wygranym przez Włochów grał z nimi w Juventusie.

Były to znakomite mistrzostwa, pełne niespodzianek. Takich jak szybkie odpadnięcie ustępującego mistrza Hiszpanii, Włochów oraz Anglii. Nadspodziewanie dobrą, pełną polotu grę pokazały drużyny Kolumbii, Chile, Kostaryki i Meksyku. Smutna jest tylko kompromitująca porażka Brazylii. Mundial, który miał być jej sukcesem, stał się traumą, porównywalną z klęską w finale na Maracanie z Urugwajem w roku 1950. Teraz do Maracany Brazylijczycy nawet nie dojechali.