Na ten dokument czekali Bogusław Leśnodorski i Dariusz Mioduski – właściciele Legii. Dopiero po otrzymaniu uzasadnienia na piśmie mogli bowiem zacząć prawną batalię. Szanse Legii na powodzenie nie są wielkie. Komisja Apelacyjna, a to właśnie do niej musi się zgłosić Legia, nie ma w zwyczaju podważania wyroków pierwszej instancji. Dlatego trzeba się liczyć z tym, że dopiero Trybunał Arbitrażowy w Lozannie może pchnąć sprawę na inne tory. Ale też pokładanie zbyt dużej nadziei w w Trybunale jest niewskazane. Przykłady z przeszłości pokazują, że zawzięte wojowanie z UEFA może się skończyć źle.
– Legia się odwołuje, bo wierzy, że to może jej coś dać, a nie dlatego, że tak wypada – stanowczo twierdzi Prezes PZPN Zbigniew Boniek w rozmowie z „Rz". – Sprawa jest bezprecedensowa, nie przypominam sobie podobnego wypadku.
Nadzieja w mediach
– Nie daję wielkich szans Legii na pozytywne rozpatrzenie odwołania, widzę je wręcz jako bardzo małe – mówi „Rz" delegat UEFA Kazimierz Oleszek. – Nadziei szukałbym w wywieraniu presji przez media, najlepiej, żeby sprawa nabrała międzynarodowego rozgłosu. W UEFA jest komórka monitorująca wszelkie publikacje medialne i gdyby opinia publiczna jednoznacznie opowiedziała się po stronie Legii, zauważając jak niewielkie było jej wykroczenie i jak bardzo surowa spotkała ją kara, może mogłoby to pomóc.
Media zagraniczne zauważają sprawę wyrzucenia Legii z Ligi Mistrzów – niektóre jak chociażby „New York Times" piszą o niesprawiedliwości, a autor artykułu twierdzi nawet, że cała sprawa „śmierdzi".
W oparach absurdu
Widzimy na tym przykładzie niestety także ignorancję mediów. BBC narobiło wielkiego zamieszania, gdy katastrofalnie zrozumiało list otwarty Mioduskiego do zarządu Celticu. Współwłaściciel Legii wzywa szefów szkockiego klubu do podjęcia rozmów, proponuje by spotkać się w Warszawie lub Glasgow, by sprawę ostatecznie wyjaśnić. W regulaminie UEFA wyraźnie jest bowiem napisane, że oba zainteresowane kluby mogą się dogadać między sobą. Tymczasem szefowie Celticu nie odbierali telefonów, nie odpisywali na e-maile i zachowywali się – eufemistycznie mówiąc – dziwnie.