Źródłem informacji są brytyjskie dzienniki „Daily Star" i „Daily Telegraph". One piszą, a nasze media powtarzają, że na szczycie listy życzeń Louisa van Gaala, trenera Man United, znajduje się Lewandowski. To jedna z tysiąca nic niewartych produkcji europejskich mediów sportowych, które obiegają masowo świat w czasie, gdy piłkarze są na wakacjach. Następnego dnia jedną rewelację zastępuje inna, i tak w kółko.
Tak się dzieje co lata w krajach futbolocentrycznych, czyli niemal w całej Europie i Ameryce Południowej. Za sprawą potężnego futbolowego lobby te informacyjne bzdety zaśmiecają przestrzeń medialną.
Sportowe media relacjonują zawody kupno-sprzedaż, czasem transakcja wiązana, jakby był to pasjonujący mecz, choć jako żywo ze sportem wiele wspólnego to nie ma.
U mnie w Italii na kanałach sportowych codziennie przez kilka godzin ciągną się programy z informacjami i dyskusjami o rynku transferowym. Udział w nich biorą znakomicie we wszelkich plotkach zorientowani, wyspecjalizowani dziennikarze. Wiedzą mnóstwo, a jak nie wiedzą, to zmyślą. Jak ich brytyjscy koledzy z „Daily Star" i „Daily Telegraph". Wszystko pod tytułem „mercato", czyli targowisko zastępujące futbol kopany. Co więcej, włoskie stacje telewizyjne potrafią wysłać swoje ekipy w ślad za wyjeżdżającymi na wakacje prezesami klubów, nierzadko na antypody, żeby wiedzieć, z kim ci się spotykają. Jeśli nie daj Boże z jakimś piłkarzem albo innych prezesem – Bingo! Jest powód, żeby snuć rozważania transferowe przez kilka dni.
W „Gazzetta dello Sport" w lecie rozważania o mercato potrafią mimo Tour de France i Wimbledonu zająć 3/4 wydania. A bywa, że więcej. To jest amok. Dzień w dzień „Gazzetta", oprócz dyskusji i analiz transferowych, na dwóch stronach zamieszcza szczegółową listę o tym, kogo każdy klub serie A kupił, kogo chce kupić, a kogo się pozbyć. W sumie, lekko licząc, kilkaset nazwisk.