Odpadnięcie na tak wczesnym etapie Ligi Mistrzów będzie dla któregoś z piłkarskich gigantów sportową, wizerunkową i finansową katastrofą. Po pierwszym meczu bliżej tego czarnego scenariusza jest Manchester City.
Zespół Pepa Guardioli przeżywa najgorszy sezon od lat. Nie obroni już mistrzostwa Anglii, bo do prowadzącego w tabeli Liverpoolu traci aż 16 punktów. Wciąż ma szansę na krajowy puchar, ale to marne pocieszenie. Porażka z Realem będzie więc w praktyce oznaczać dla City koniec sezonu.
2:3 na własnym stadionie Manchesteru
Pierwszy mecz nie zawiódł. Manchester prowadził na własnym stadionie do 86. minuty, ale przegrał 2:3 i teraz stoi pod ścianą. W Madrycie musi zaatakować, ale przewaga psychologiczna będzie po stronie Królewskich.
Dotychczasowe spotkania City z Realem pokazały jednak, że spodziewać się można wszystkiego. I trzeba być gotowym na długi wieczór. Trzy lata temu do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, przed rokiem seria rzutów karnych.
Kibice z Manchesteru liczą, że pomoże Omar Marmoush. Kupiony zimą z Eintrachtu Frankfurt Egipcjanin w ostatni weekend zdobył w niecały kwadrans hat tricka w meczu z Newcastle (4:0).