Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport

– Przetrwałem tsunami, to była duża polityka. Złożyłem trzy pozwy o zniesławienie i nie odpuszczę – mówi „Rz” prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) Radosław Piesiewicz.

Publikacja: 17.10.2024 12:33

Radosław Piesiewicz, od 2023 prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego

Radosław Piesiewicz, od 2023 prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Jak długo będzie pan jeszcze prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego?

Wybory odbędą się w kwietniu 2027 roku. Kadencja trwa cztery lata i zobaczymy, czy znów będę kandydował.

Podtrzymuje pan to, co powiedział podczas ostatniego zebrania zarządu PKOl, że „prędzej umrze, niż sam odejdzie”?

Kampanię przed wyborami zdecydowałem się rozpocząć na długo przed tym, gdy zacząłem oficjalnie kandydować, bo trwała prawie dwa lata. Spotykałem się wówczas z prezesami związków oraz delegatami, rozmawiałem i przekonywałem do wizji innego PKOl-u – dlatego zostałem wybrany. 17 września ogromna większość członków zarządu potwierdziła zaś, że dalej mnie wspiera.

Jak się pan czuje w oblężonej twierdzy?

Czuję się zażenowany tym, co mówi Sławomir Nitras. To nie przystoi człowiekowi, który pełni funkcję konstytucyjnego ministra. Nie pamiętam, żeby ktoś wypowiedział tyle kłamstw. Musiałem się z tym zmierzyć i odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: „W jaki sposób chcemy, żeby do opinii publicznej dotarła prawda?”. Wybraliśmy publikację raportu.

Czytaj więcej

Igrzyska w Paryżu były listem miłosnym. Teraz dostaniemy hollywoodzki blockbuster

Jest szansa, że się z Nitrasem pogodzicie?

Jestem człowiekiem ugodowym, więc nie mam do ministra żalu oprócz tego, co mówił o mnie. Pozew jest w sądzie i w tej kwestii nie odpuszczę – jako osoba prywatna. Jednocześnie uważam, że ja jako prezes PKOl oraz Sławomir Nitras jako minister sportu możemy normalnie rozmawiać o tym, jak polski sport powinien wyglądać. Umiem stanąć ponad tym i podać rękę.

Kontaktował się pan z ministrem po igrzyskach w Paryżu?

Nie mam numeru telefonu, choć o to prosiłem. Rozumiem więc, że minister nie ma ochoty na rozmowę z prezesem PKOl.

Dostaliście wszystkie przelewy od spółek Skarbu Państwa, które wypowiedziały PKOl umowy sponsorskie, czy są na tym polu zaległości?

Jeszcze nie. Aktualnie przygotowujemy raporty dla spółek Skarbu Państwa, rozliczamy się ze świadczeń. Orlen pieniądze przelał zaraz po publikacji raportu. W przypadku umów, które zostały nieprawidłowo wypowiedziane, pozwy trafią do sądów, gdzie powalczymy o należne środki, a w przypadku kontraktów rozwiązywanych zgodnie z przepisami trwają wzajemne rozliczenia.

O jakich spółkach mowa?

Są takie, które zachowały się odpowiedzialnie, ale nie chcę wymieniać nazw, aby ich zarządy nie zostały napiętnowane. Zastanawiam się jednak, dlaczego sponsorzy, wobec których my oraz związki sportowe wywiązaliśmy się ze zobowiązań, wypowiadają umowy, a jednocześnie niektóre z nich – chociażby te tłumaczące się wobec nas spadkiem cen cukru – podpisują jednocześnie kontrakt z Pogonią Szczecin (to klub z okręgu wyborczego Sławomira Nitrasa – przyp. red.). To rodzi pytanie, czy nagłe i zorganizowane zrywanie umów z PKOl tylko przez te spółki nie jest realizowane na zamówienie polityczne. Będziemy dochodzili swoich praw tam, gdzie umowy zostały wypowiedziane niezgodnie z zapisami. Żadna z prywatnych spółek nie znalazła powodów do rozwiązania kontraktu z PKOl.

Nasza płynność nie jest zagrożona, choć nie jest też tak, że pieniądze leżą na koncie i wszyscy dostaną nagrody od razu. Będziemy wypłacać je sukcesywnie, podobnie jak miało to miejsce po wielu poprzednich igrzyskach

Kiedy będziecie wiedzieli, na czym stoicie w sprawie wszystkich spółek Skarbu Państwa, bo mowa o PKP Intercity, PKP Cargo, Tauronie, Enei oraz wspomnianej w przypadku Pogoni Krajowej Grupie Spożywczej?

Spośród spółek Skarbu Państwa nie zostanie z nami raczej nikt. Z końcem roku wygasa ponadto umowa z Orlenem. Składamy nowy wniosek i zobaczymy, jak sprawa się potoczy. My ze swojej strony zrobiliśmy wszystko, by zwroty marketingowe były duże, a świadczenia zawarte w umowach – wypełnione. Pracujemy jednocześnie nad kolejnymi sponsorami. Nazwę jednego ogłosimy w piątek.

To firmy prywatne czy samorządy?

Podczas igrzysk w Paryżu województwo lubuskie było partnerem Domu Polskiego, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Zastanawiamy się, jak być atrakcyjnym dla samorządów. Bierzemy pod uwagę różne formy finansowania, ale dziś koncentrujemy się na firmach prywatnych, w tym również tych z kapitałem zagranicznym.

Nie ma już z wami Totalizatora Sportowego, kończy się umowa z Orlenem. Czy przyszłoroczny budżet PKOl może być niższy niż w 2022 roku, zanim został pan prezesem?

Raczej nie. Pamiętajmy, że zostali z nami sponsorzy prywatni: Adidas, Polkomtel czy Profbud. To sponsorzy, a nie partnerzy, czyli płacą pieniądze.

Sportowcy i trenerzy podczas Gali Olimpijskiej odbiorą nagrody finansowe?

Były przewidziane w przychodach od sponsorów, którzy odchodzą, ale mimo wszystko na pewno je wypłacimy. Teraz rozliczamy jednak wspomniane umowy. To trwa, sprawy są w toku. Nasza płynność po tej całej burzy nie jest zagrożona, choć nie jest też tak, że pieniądze leżą na koncie i wszyscy dostaną nagrody od razu. Będziemy wypłacać je sukcesywnie, podobnie jak miało to miejsce po wielu poprzednich igrzyskach.

35,5 tys. zł netto

to średnie miesięczne zarobki Radosława Piesiewicza jako prezesa PKOl w 2024 roku

Minister Nitras próbował was zagłodzić?

Nie rozumie polskiego sportu, próbuje go zniszczyć. Ale każdego z nas oceni czas. Wiemy, gdzie był polski sport, gdy zaczynał kadencję, i sprawdzimy, gdzie będzie, kiedy ją skończy. Podobnie jest ze mną oraz moją pracą w PKOl.

Ile pan dziś zarabia?

Tak jak przedstawiliśmy w raporcie – średnio zarabiam w tym roku miesięcznie 35,5 tys. zł netto. Nie wziąłem żadnej prowizji ani premii czy też nagrody.

Dlaczego minister Nitras podtrzymuje, że zarabia pan więcej?

Jeśli tak mówi, to albo kłamie, albo ma dowody – a jeśli ma, to niech pokaże. Ja wiem, ile wpływa mi każdego miesiąca na konto.

Mógłby pan rozwiać wątpliwości, pokazując umowę…

Nie jestem osobą publiczną, która musi składać oświadczenia majątkowe, a jednak wszystkich – a mówiąc „wszystkich”, mam na myśli przede wszystkim Sławomira Nitrasa – tak bardzo interesuje, ile zarabia Piesiewicz. Dlaczego miałbym pokazać umowę? Czy ktoś kiedyś pytał o umowy i wynagrodzenia innych osób zarządzających organizacjami sportowymi?

Ataki na mnie były nacechowane politycznie, a zajmowali się nimi dziennikarze, którzy wcześniej pewnie mieliby problem z rozwinięciem skrótu PKOl i nigdy nie byli nawet w naszej siedzibie

Może dla świętego spokoju, żeby uciąć dyskusję?

Mam w sobie spokój. Początkowo wychodziłem z założenia, że nie będę pokazywać żadnych danych. Ostatecznie je zaprezentowałem i słyszę, że to kłamstwo. Skarbnik wraz z księgowością wszystko przejrzeli i policzył co do grosza. Umowę zna komisja rewizyjna, a kwoty – zarząd. Poznał je 17 września.

Czy nie uważa pan, że zarząd powinien znać kwoty, jakie PKOl dostaje na mocy konkretnych umów?

Suma jest w raporcie. Konkretnych kwot nie możemy podać publicznie, bo wiążą nas klauzule poufności. Zna je komisja rewizyjna. Wiemy poza tym, że z zarządu wszystko wycieka, a ktoś posiedzenia nagrywa. Ujawnienie czegokolwiek byłoby jednoznaczne z przekazaniem informacji opinii publicznej i sponsorzy mogliby nam wypowiedzieć umowy. To nie są środki publiczne, co potwierdza Najwyższa Izba Kontroli. Nie możemy – ze względu na dobro nasze oraz sponsorów – przekazać ich opinii publicznej.

Kto nagrywa posiedzenia zarządu?

Ktoś, kto ma w tym interes.

Kryzysem po igrzyskach, kiedy PKOl krytykował minister oraz – anonimowo – niektórzy członkowie zarządu, należało zarządzić inaczej?

W tym drugim przypadku mówimy o trzech czy czterech osobach, które pokazały swoją słabość i małość, jak Tomasz Chamera (prezes Polskiego Związku Żeglarskiego – przyp. red.). Oczywiście – zawsze można coś zrobić lepiej. Uważam, że na bazie takiego hejtu, jaki dotknął PKOl oraz mnie, ktoś kiedyś stworzy przykłady na studiach dla PR-owców dotyczące zarządzania kryzysowego. Ataki były nacechowane politycznie i pochodziły od mediów mainstreamowych. Nie mieliśmy do czynienia z naturalną sytuacją, w której ktoś próbuje poznać dwie strony i zaprezentować je odbiorcy, by sam dokonał oceny sytuacji. To był typowy atak polityczny, patrząc nawet na to, jacy dziennikarze zajmowali się PKOl. Tacy, którzy wcześniej pewnie mieliby problem z rozwinięciem tego skrótu i nigdy nie byli nawet w naszej siedzibie.

Tomasz Chamera nagrywał posiedzenia zarządu?

Wie pan, na podwórku było coś takiego, że jak ktoś donosi, to… Trzeba mieć honor. Byłoby rozsądnie, gdyby odszedł.

Czytaj więcej

Mirosław Żukowski: Zakochani w sobie z wzajemnością. Trwa wojna na trupie sportu

Będzie pan mu to sugerował?

Tak.

Rozmawialiście w ostatnich tygodniach?

Nie, ale podczas najbliższego prezydium zaproponuję mu, żeby odszedł. To niesłychane, gdy ktoś działa wbrew zarządowi, którego jest członkiem, i na szkodę instytucji. Jeśli nie utożsamia się z naszą instytucją, to nie wiem, po co ma być w jej władzach.

Tuż po igrzyskach było pana dużo w radiu i telewizji. Dlaczego później pan mediów unikał?

Dziennikarze polujący na mnie domagali się przede wszystkim rozliczenia igrzysk, sugerując – za ministrem Nitrasem – że te w Paryżu były nieprawdopodobnie drogie. A my, chcąc rzetelnie przedstawić dane, musieliśmy wykonać ciężką pracę. Dlatego zdecydowaliśmy się na przygotowanie raportu, który 30 września upubliczniliśmy. Teraz, kiedy się spotykamy, pan odwołuje się do danych i możemy rozmawiać na konkretach, merytorycznie. Nie mamy nic do ukrycia. Chcemy się jednak komunikować z tymi, którzy rozumieją, co mamy do przekazania, i zadali sobie trud przeczytania raportu.

Według niego 51 proc. środków z umów z Krajową Grupą Spożywczą, Eneą, Tauronem, PKP Intercity, PKP Cargo i JSW trafiło do związków sportowych, które są lub były ich stronami. Dlaczego tak mało, skoro przy ogłaszaniu współpracy słyszeliśmy, że dostaną „zdecydowaną większość”?

Kwoty to pochodna potencjału ekwiwalentu reklamowego związków, który szacowaliśmy na podstawie danych od firm w tym się specjalizujących, a i tak większość dostaje od nas wyższe kwoty, niż powinno z tej analizy wynikać. Gdyby którykolwiek z nich poszedł dziś sam do takiego sponsora, to większości trudno byłoby wymagany ekwiwalent marketingowy wypracować i otrzymać podobne kwoty.

Czytaj więcej

Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras: Obiecali miliard, wszystko sprawdzimy

Czyli podział pół na pół jest w porządku?

A czy to w porządku, że niektóre związki w ogóle dostały swoje pierwsze środki sponsorskie, bo wcześniej partnera strategicznego nie miały? A czy w porządku jest, że wykupujemy dług Polskiego Związku Hokeja? Albo że po dziesięciu latach sfinansowaliśmy wyprawę, która miała na celu godny pochówek naszego himalaisty? (Chodzi o ciało Tomasza Kowalskiego, które ekipa himalaistów zniosła z Broad Peak – przyp. red.). Takie akcje przeprowadziliśmy, nie chowaliśmy pieniędzy do kieszeni. Czy to w porządku, że kiedy przyszliśmy do PKOl po wyborach, to na koncie nie było pieniędzy, bo wszyscy dostali trzy-, pięcio- czy siedmiokrotność pensji, choć nie było środków na opłacenie ZUS? To wreszcie w porządku, że płacimy za samochód, który pod wpływem alkoholu rozbił kierowca poprzedniego prezesa?

Kiedy do tego doszło i w jakich okolicznościach?

To pytanie do poprzedniego sekretarza Adama Krzesińskiego. PZU odmówiło wypłaty ubezpieczenia przez to, że kierowca był pijany. Tak wynika z dokumentów, które znaleźliśmy po wyborach. Idąc dalej: czy to w porządku, że spłacaliśmy kredyt za remont budynku Centrum Olimpijskiego, do którego nigdy nie doszło?

O jakim remoncie mówimy?

 Efektów żadnego remontu nie stwierdziłem, a kredyt trzeba było spłacić…

Czy wszystkie długi są dziś spłacone?

Tak. Ciężko pracujemy, żeby PKOl wyglądał zupełnie inaczej.

Czytaj więcej

Robert Lewandowski zainwestował w osiedle dla olimpijczyków. Znamy lokalizację i ceny

Ile pozwów złożył pan po igrzyskach w Paryżu?

Trzy. Wszystkie prywatne, o zniesławienie.

Wobec ministra Nitrasa?

Tak.

Dziennikarzy?

Raczej redakcji.

Chodzi o TVN i Onet?

Zostawię to dla siebie.

Wybory na prezesa PKOl są demokratyczne. Każdy ma prawo w nich startować – tak samo mógł przecież w ubiegłym roku zrobić mój poprzednik Andrzej Kraśnicki

Co z projektem telewizji olimpijskiej, którą obiecywał pan przed wyborami?

Ruszamy od kolejnego roku. Precyzyjnego terminu na razie nie podaję, bo są w tym momencie pilniejsze tematy. Sytuacja zrywania umów przez spółki Skarbu Państwa zmusza nas do weryfikacji kalendarza, ale nigdy nie obiecałem 100 konkretów na pierwsze 100 dni kadencji.

Pomoże Polsat Sport, którego szef Marian Kmita jest jednym z wiceprezesów PKOl?

Robimy to in-house, wewnętrznie, ale oczywiście z wykorzystaniem wiedzy i doświadczenia Mariana Kmity.

Jakie są dziś pana relacje z wiceprezesem Adamem Korolem, który miał być szykowany na pana następcę?

Służbowe. Wybory są za dwa i pół roku, jeśli będzie chciał wziąć w nich udział, to nie widzę problemu. Są demokratyczne, każdy ma prawo w nich startować – tak samo mógł przecież w ubiegłym roku zrobić mój poprzednik Andrzej Kraśnicki. A miałem wówczas wrażenie, że cieszył się znacznie większym poparciem w Prawie i Sprawiedliwości niż – jak sugerują niektórzy, próbując mi dokleić polityczną łatkę – ja.

Dlaczego więc Kraśnicki mówi „Przeglądowi Sportowemu”, że gdyby pozostał prezesem, PKOl straciłby środki ze spółek Skarbu Państwa?

Myślę, że to nie jego słowa. Jestem właściwie tego pewny. Rozmawiałem z prezesem Kraśnickim, bywał tu i nawet zadzwonił dwa tygodnie temu, jeszcze przed publikacją wywiadu. Mówił: „Radek, robisz świetną robotę i nigdy przeciwko tobie nie wystąpię”.

Czytaj więcej

Prezes Radosław Piesiewicz: PKOl to nie jest moje księstwo. To dobrze prosperująca instytucja

Czy PKOl będzie mógł w najbliższym czasie zgłosić Polaka na członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego?

Dyskutujemy o tym. Więcej wyjaśni się po wyborach w MKOl, które czekają nas wiosną, czyli już za chwilę.

To może być Andrzej Duda?

Poprzedni zarząd – w miejsce Ireny Szewińskiej – zgłosił Mariana Dymalskiego. MKOl poczekał jednak, aż skończy 70 lat, i kandydatura przepadła ze względów formalnych, co pokazuje, że nad tym trzeba się zastanowić i wybrać kogoś, kto ma szanse. Czy będzie to Maja Włoszczowska, Tomasz Majewski czy Andrzej Duda, to z pewnością najpierw potrzeba dyskusji, a potem decyzji zarządu.

Po co były panu te banery przed igrzyskami?

Mnie?

Nie wierzę, że sponsor przygotował je bez pytania pana o zgodę…

Zadał pytanie, a ja się zgodziłem.

Mamy swoje plany, chcemy robić pewne rzeczy, ale czy rozważam dziś bycie kandydatem na prezydenta? Nie. Nie rozważałem też tego przed igrzyskami. Nikt oprócz dziennikarzy ze mną na ten temat nie rozmawiał

Po co?

A dlaczego nie? Nie widzę w tym nic złego. Skoro inni mogą, to dlaczego nie ja? Rafał Trzaskowski może reklamować Warszawę, więc dlaczego ja nie mogę reklamować PKOl? Dostałem propozycję, więc z niej skorzystałem.

To był okres, kiedy wierzył pan w spekulacje mediów, że może być kandydatem na prezydenta?

Teraz też je słyszę. Mówią to jednak inni, ja na ten temat nie wypowiedziałem się ani razu.

Co więc pan o tym myśli?

Jestem prezesem PKOl i skupiam się na tej pracy. Dostałem dużo zadań od zarządu oraz ludzi, którzy w nim pracują. Staram się, aby nasza organizacja wyszła niepoturbowana z tej całej politycznej nagonki.

Czy przed igrzyskami na pytanie o prezydenturę odpowiedziałby pan inaczej?

To, co wydarzyło się podczas igrzysk, mogło mnie tylko bardziej zmotywować do kandydowania. Wszystko jest możliwe i dotyczy to każdego z nas. Mamy swoje plany, chcemy robić pewne rzeczy, ale czy rozważam dziś bycie kandydatem na prezydenta? Nie. Nie rozważałem też tego przed igrzyskami. Nikt oprócz dziennikarzy ze mną na ten temat nie rozmawiał.

Czytaj więcej

Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom

Jakie emocje budziły w panu te pytania i spekulacje?

Żadne, bo to było nierealistyczne.

Po co były panu VIP-owskie odprawy na lotnisku?

Zdarzało się, że wpadałem na lotnisko 15 minut przed wylotem. Chodziło o czas. Nie jest to fanaberia, która powstała z pobudek prywatnych, bo umowa z PPL została zawarta na długo przed tym, gdy zostałem prezesem, i korzystał z niej również mój poprzednik.

Dlaczego nie powiedział pan tego od razu po igrzyskach?

A czy ktoś by mnie wtedy słuchał? Musiałem najpierw przetrwać tsunami, które wywołał minister Nitras. On stara się za wszelką cenę pokazać, jak polski sport jest chory, oraz przedstawić prezesów jako beton, który nie zasługuje na szacunek. A mówimy przecież o ludziach, którzy oddają serce dla rozwoju polskiego sportu. Nie wszystkie związki są dobrze zarządzane, nie każdy sobie radzi, ale to nie znaczy, że musimy ich obrzucić błotem. Tsunami mnie jednak napędziło. Dzięki niemu dziś chce mi się ciężko pracować jeszcze bardziej niż wcześniej.

Jak długo będzie pan jeszcze prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego?

Wybory odbędą się w kwietniu 2027 roku. Kadencja trwa cztery lata i zobaczymy, czy znów będę kandydował.

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Polski Komitet Olimpijski stracił kolejnego sponsora. Czy grozi mu śmierć głodowa?
Materiał Promocyjny
Stabilność systemu e-commerce – Twój klucz do sukcesu
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Sport
PKOl i Radosław Piesiewicz pozwą ministra Sławomira Nitrasa
Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy