Międzynarodowa Federacja Judo (IJF) jako pierwsza zmierzyła się przy okazji wielkiej imprezy z weryfikacją przeszłości Rosjan i Białorusinów pod kątem prowojennej propagandy oraz przynależności do klubów milicyjnych bądź wojskowych – zgodnie z zaleceniami władz ruchu olimpijskiego (MKOl). Ogłosiła nawet sukces, choć test raczej oblała. Wykluczyła wprawdzie ośmiu Rosjan, ale nie ma wśród nich żadnego sportowca.
Sprawdzian przeszedł chociażby Tamierłan Baszajew, czyli wieloletni gwiazdor CSKA Moskwa, który na igrzyskach w Tokio – będąc wówczas w stopniu starszego sierżanta – sensacyjnie pokonał francuskiego czempiona Teddy’ego Rinera i dostał później order od samego Putina.
Czytaj więcej
Rosjanie oraz Białorusini dostali zielone światło na powrót do sportu, ale zgody w tej sprawie nie ma i nie będzie.
– Odszedł z armii, jest zatrudniony w narodowym centrum treningowym. Dostaliśmy certyfikaty potwierdzające, że od 2020 roku pracują tam wszyscy kadrowicze – wyjaśnia dyrektor generalny IJF Vlad Marinescu. Trudno chyba o lepszy dowód, że zalecenia MKOl-u dotyczące powrotu Rosjan oraz Białorusinów na sportowe areny to fikcja.
Bojkot dzieli Ukrainę
Wszyscy oni startują na mistrzostwach świata jako atleci neutralni, czyli bez barw, flagi, hymnu oraz formalnej przynależności państwowej. Narodowość odzyskają dopiero po powrocie do kraju, gdy przyjdzie czas na odznaczenia oraz kremlowską propagandę.