Sądziłem, że niezbyt rozważne w dobie poprawności politycznej słowa Moore'a rozejdą się po kościach, że będzie to burza w szklance wody. Tymczasem za tę głośno wyrażoną myśl został on zmuszony do rezygnacji. Wygląda na to, że nie zwycięstwo Wiktorii Azarenki nad Sereną Williams, lecz ta wypowiedź, to najważniejsze tenisowe wydarzenie ostatnich dni.

Moore ma rację w tym sensie, że jak podaje np. „Gazzetta dello Sport", mecze panów podczas ostatniego turnieju wimbledońskiego oglądane były w telewizji dwa razy liczniej niż mecze pań. I to są statystyki, z którymi trudno dyskutować. Patrząc pod tym kątem na tenisowy biznes, panie mają powody do zadowolenia. Innym żelaznym argumentem w dyskusji o tenisowych zarobkach jest to, że w turniejach wielkoszlemowych kobiety grają do dwóch wygranych setów, ale kasują te same pieniądze co panowie, którzy muszą wygrać trzy sety. Zresztą słychać już głosy, jak choćby Sary Errani, żeby mecze panów skrócić. Jak równość to równość.

Na wojnę płci ruszyła Martina Navratilova. Zaproponowała, by panie bojkotowały turnieje, którym szefował będzie Moore. Jeśli się głębiej zastanowić, to akt terroru wobec myślących inaczej, niezgodnie z polityczną poprawnością. Cios w wolność słowa i przekonań, za które zapewne Navratilova dałaby się posiekać.

Moore popełnił jeszcze jeden śmiertelny grzech. Mówił o atrakcyjnych tenisistkach, jak Garbine Muguruza czy Eugenie Bouchard, które wabią na korty urodą. A takie twierdzenie, choć prawdziwe, to w dzisiejszych czasach przejaw seksizmu i niczego nie zmienia fakt, że tenisistki chętnie występują w seksownych sesjach zdjęciowych. W tej sytuacji pretensje, że ktoś tę urodę zauważył i o niej głośno mówi, nie brzmią poważnie.

Oburzają się też na seksizm Moore'a komentatorzy w mediach. Tych samych mediach, które w serwisach sportowych zamieszczają zdjęcia roznegliżowanych sportsmenek i wysyłają za nimi na wakacje paparazzich. I ten seksizm służy wszystkim: paniom robi dobrze na popularność, a mediom na kieszeń. Hipokryzja i obłuda, prawdziwe imiona poprawności politycznej, to znak naszych zakłamanych czasów. W sporcie też.