Sądziłem, że niezbyt rozważne w dobie poprawności politycznej słowa Moore'a rozejdą się po kościach, że będzie to burza w szklance wody. Tymczasem za tę głośno wyrażoną myśl został on zmuszony do rezygnacji. Wygląda na to, że nie zwycięstwo Wiktorii Azarenki nad Sereną Williams, lecz ta wypowiedź, to najważniejsze tenisowe wydarzenie ostatnich dni.
Moore ma rację w tym sensie, że jak podaje np. „Gazzetta dello Sport", mecze panów podczas ostatniego turnieju wimbledońskiego oglądane były w telewizji dwa razy liczniej niż mecze pań. I to są statystyki, z którymi trudno dyskutować. Patrząc pod tym kątem na tenisowy biznes, panie mają powody do zadowolenia. Innym żelaznym argumentem w dyskusji o tenisowych zarobkach jest to, że w turniejach wielkoszlemowych kobiety grają do dwóch wygranych setów, ale kasują te same pieniądze co panowie, którzy muszą wygrać trzy sety. Zresztą słychać już głosy, jak choćby Sary Errani, żeby mecze panów skrócić. Jak równość to równość.