Chociaż według niedawnego sondażu firmy Datafolha, aż połowa Brazylijczyków jest przeciwna organizacji igrzysk w Rio de Janeiro, to obecne napięcie społeczne w tym kraju i tak trudno porównać do tego, jakie przeżywał Meksyk w 1968 r. Kiedy 12 października prezydent Gustavo Diaz Ordaz podczas ceremonii otwarcia puszczał w niebo setki białych gołębi symbolizujących pokój i miłość, na placu Trzech Kultur (nazywanym też Tlatelolco) w Mexico City krew jeszcze nie zdążyła wyschnąć. To właśnie tam zaledwie dziesięć dni wcześniej doszło do masakry, w której – według różnych źródeł – z rąk sił rządowych zginęło od 300 do nawet 400 osób, a ponad tysiąc zostało rannych.
Rok 1968 był niespokojny nie tylko w Europie, ale także za oceanem. Meksykańscy studenci, wykorzystując zbliżające się igrzyska, chcieli zaprotestować przeciwko monopolistycznym rządom Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej. Od prezydenta Diaza Ordaza domagali się m.in. demokratyzacji państwa, uwolnienia więźniów politycznych i nadania większej swobody uczelniom wyższym. Ten jednak, chcąc pokazać światu poprzez organizację igrzysk, że jego otwarty kraj idzie nowoczesną ścieżką rozwoju, nie zamierzał z nimi negocjować. Pierwsze poważne starcia miały miejsce już 18 września, kiedy wojsko chcąc stłumić protesty, wtargnęło do najstarszej uczelni UNAM, gdzie aresztowano ok. pół tysiąca studentów.
Prześladowaniom nie było końca. Punktem zwrotnym były właśnie wydarzenia z 2 października. Tego dnia ulicami miasta najpierw przeszedł kilkunastotysięczny tłum protestujących. Późnym popołudniem ok. 5 tys. z nich, głównie studentów, zgromadziło się na placu Trzech Kultur na wiecu, który miał być wyrazem sprzeciwu wobec polityki rządu.
Protestujących szybko otoczyli jednak żołnierze, czołgi i wozy opancerzone, nad ich głowami zaczęły latać śmigłowce.
Pierwsze strzały padły po zmroku. Spanikowany tłum próbował uciekać, siły rządowe strzelały z broni maszynowej nie tylko do studentów, w ruch poszły nawet bagnety. Niektórzy widząc te sceny chowali się między zwłokami licząc, że dzięki temu przeżyją. Podczas manifestacji postrzelona została m.in. słynna włoska dziennikarka Oriana Fallaci, która relacjonowała protesty. Strona rządowa wmawiała później opinii publicznej, że interwencja wojska była sprowokowana strzałami snajperów sił antyrządowych, czyli studentów, których nazwano terrorystami.