Emocje rosły od poniedziałku, odraczanie startu robiło swoje, w piątek jeszcze koło południa nie było pewności, że pierwszy wyścig się odbędzie. Morze w końcu dało żeglarzom szansę na bezpieczne regaty. Woda była płaska, wiatr umiarkowany: 6-7 węzłów.
Pierwsze minuty wyścigu jeszcze obiecywały walkę. Szwajcarzy lepiej wykonywali manewry taktyczne przed linią startu. Zablokowali rywali raz i drugi, szybciej się rozpędzili i wyjechali na trasę z przewagą 1:27 min., ale za swój spryt dostali karę – musieli przed metą wykonać dodatkowe kółko.
Bardzo szybko okazało się, że te 400 m początkowej straty jacht BMW Oracle Racing był w stanie odrobić w kilka minut. Do rywalizacji burta w burtę nie doszło, jachty pojechały w swoje strony i w odległości kilkuset metrów po prostu pędziły tak szybko, na ile pozwalała ich konstrukcja.
Pod tym względem amerykański trimaran z potężnym żaglem-skrzydłem okazał się znacznie lepszy. Płynął stabilnie, dwa z trzech pływaków niemal zawsze frunęły nad wodą, nie stawiały oporu. Niepotrzebne okazało się nawet stawianie dodatkowego przedniego żegla – genuy.
Właściciele syndykatów patrzyli na regaty z różnych miejsc. Ernesto Bertarelli sam stał za sterem Alinghi, Larry Ellison został na pokładzie swego jachtu obserwacyjnego. Widzieli to samo: bezustannie rosnącą przewagę trimaranu i bezradność teamu Alinghi. Nie było już żadnego zwrotu akcji. Wystarczyło patrzeć na zegar lub komputerową analizę wyścigu i czekać na pomiar różnicy w minutach lub metrach.