Zdmuchnęła dym z lufy, puściła oko do widzów i sędziów, zjechała z lodu. Tak skończył się jeden z najlepszych kobiecych programów krótkich w ostatnich latach, a może w ogóle. Pokaz sprawności i subtelności do muzyki z bondowskich filmów. Oceniony przez sędziów na 78,5 pkt, czyli nowy rekord świata.
Ten sam gest agenta Jej Królewskiej Mości, który jest puentą programu, Kim Yu Na pokazuje w serii reklam Samsunga. Czy pierwszy na pomysł wpadł jej choreograf, czy Bonda wymyśliła agencja reklamowa, nie ma sensu dociekać. W przypadku Kim nie da się oddzielić jednego od drugiego.
Żaden z olimpijczyków z Vancouver nie zarabia na reklamach więcej niż koreańska mistrzyni świata, a dorównuje jej tylko amerykański snowboardzista Shaun White. Ale za nim stoi wielki rynek, a za nią 50 milionów Koreańczyków, którym Kim jest w stanie sprzedać wszystko: telefony i lodówki Samsunga, sprzęt Nike, samochody Hyundaia, konto w banku KB, produkty Procter and Gamble.
Łyżwiarka występuje w kilkunastu kampaniach rocznie, dostaje za to 8 mln dolarów. Była na okładce „Vogue’a”, „Elle”, „Men’s Health”. – Nazywają ją w Korei córką narodu. My w USA mieliśmy Michaela Jordana, Michaela Phelpsa, szaleliśmy na ich punkcie, ale nikt ich nie nazywał synami narodu – mówi Michelle Kwan, amerykańska medalistka igrzysk, dziś komentatorka łyżwiarstwa.
Kilka lat temu Kim uciekła przed histerycznym uwielbieniem Koreańczyków do Toronto, do swojego trenera Briana Orsera. Gdy przylatuje z Kanady do ojczyzny, musi prosić o ochronę, bez niej nie zrobiłaby kroku na ulicy. Orser, wicemistrz olimpijski z Calgary, też miałby problemy. – Zadziwiające, jak spokojnie ona to znosi. Ma 19 lat. Jest dzieckiem, które zostało najważniejszym obywatelem Korei – mówi Orser.