Wszystko zaczęło się dzień wcześniej, gdy Polki wyeliminowały Rosjanki, drugą drużynę w Pucharze Świata. Wygrana z zespołem, który przyjechał na igrzyska po medal, zrobiła swoje.
O półfinałowej porażce z Japonkami długo nie myślały. Przegrały minimalnie, o setne części sekundy, czas był dobry. Miały nadzieję, że wciąż można się bić o medal.
Trzeci raz, w wyścigu o brąz z USA, też pojechały równo – gdy liczy się czas trzeciej zawodniczki, to bardzo ważne. Nie wystarczy mieć w drużynie dwie gwiazdy, tak jak to było w przypadku Rosjanek i Amerykanek, które długo prowadziły z Polkami, ale właśnie ta trzecia osłabła i odpadła.
– Faworyci czasami zawodzą, ktoś popełni błąd, inny nie wytrzyma tempa i ten wyśniony, choć trochę nierealny, medal trzymasz w ręku – mówił Paweł Abratkiewicz, asystent głównej trenerki Ewy Białkowskiej.
– Amerykanki zaryzykowały i zmieniły na decydujący wyścig jedną z zawodniczek. Były pewne zwycięstwa i chciały, by każda dostała medal. I właśnie ta nowa nie wytrzymała tempa. My składu nie zmienialiśmy. Nasza rezerwowa nie dostała medalu – wyjaśnił Abratkiewicz.