Tylko miłość była prawdziwa

Takie rzeczy to tylko w USA. Wielkie uczucie sportowca, śmierć jego dziewczyny, a potem rozmowa telefoniczna z jej duchem. W sumie mamy nowe zjawisko – „Te'oing"

Publikacja: 19.01.2013 00:01

Manti Te'o

Manti Te'o

Foto: AFP

Telefon zadzwonił w grudniu 2012 roku w Orlando na Florydzie podczas uroczystości wręczania nagród za zasługi sportowe.

Trzymał go w dłoni Manti Te'o, bardzo zdolny futbolista amerykański, zawodnik linii obrony zespołu uniwersyteckiego Notre Dame. Liczby na wyświetlaczu nie kłamały: dzwoniła Lennay Kekua. Nie tylko numer był jej, ale także głos w słuchawce. Manti Te'o jednak zdębiał – jego dziewczyna od trzech miesięcy nie żyła, pokonana we wrześniu przez nieubłaganą chorobę nowotworową.

Znajomy głos w słuchawce powiedział sportowcowi, że Lennay Kekua żyje, ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Manti stał zszokowany i, jak należało przypuszczać, nie miał pojęcia co powiedzieć. Powiedzieli za niego inni, zwłaszcza dyrektor sportowy z uniwersytetu Notre Dame Jack Swarbrick: – Bracie, ktoś cię bardzo wpuścił w maliny.

Od razu należy dodać, że kilka miesięcy wcześniej Manti Te'o stał się bohaterem sportowych gazet i nie tylko sportowych, bo Ameryka zawsze lubi się wzruszać, a historia była klasyczna: wielka miłość, tragedia osobista i spowodowany nią wielki wzlot formy futbolisty, opisany nawet w „Sports Illustrated".

W licznych artykułach nikt nie napisał, bo nikt tego wówczas nie odkrył, że w realnym świecie Lennay Kekua nie istniała. Istniała tylko w internecie.

Kiedy Manti Te'o doszedł do siebie pojął, że wpadł w sidła sieciowego oszustwa, którego celu pojąć nie może do dziś. Prawdą bowiem jest, że ten pochodzący z Hawajów pobożny mormon, nawiązał relację z kobietą przez sieć. Trochę wstydliwą tajemnicą pozostaje, dlaczego zaczął uważać Lennay za swoją dziewczynę i tak przedstawiał w licznych wywiadach. Dlaczego tak uwierzył w tę postać, że przestał odróżniać fikcję od faktów.

Okazało się, że zdjęcia Lennay Kekuy przedstawiają młodą kobietę z Kalifornii, która nazywa się zupełnie inaczej i była niezmiernie przerażona, gdy dowiedziała się, że jej podobizny (wzięte rzecz jasna z serwisów społecznościowych) stały się podobiznami „martwej kobiety".

Wydało się także, że Manti Te'o mówiąc o swej dziewczynie, nigdy nie wspomniał, że nie poznał jej osobiście, że zawsze tylko rozmawiali on-line lub telefonicznie. Prawdę mówiąc, próbował umówić się z nią kilka razy na Hawajach, ale Lennay nigdy nie przyszła. Dziennikarz, który wcześniej z historii miłości Mantiego uczynił okładkowy temat „Sports Illustrated" przyznał, że rzeczywiście nie przyszło mu do głowy pytać o to, czy sportowiec naprawdę kiedyś spotkał dziewczynę, która niedawno zmarła.

Świat mediów, który parę miesięcy wcześniej z Mantiego Te'o zrobił bohatera, zaczął się zastanawiać, czy to nie Manti jest oszustem, który za bardzo lubi rozgłos. Czy miał udział w tej mistyfikacji.

Jack Swarbrick stoi twardo po stronie futbolisty. – On był jednym z najbardziej ufnych ludzi, jakich znałem. To on jest ofiarą. Był doskonałym kandydatem do oszukania, bo wierzy ludziom i zawsze gotów jest im pomagać. Został złapany w sieć i wykorzystany – zapewnia.

Dyrektor Swarbrick dodał także, że wtedy, w Orlando, kobieta podająca się za ponownie żywą Lennay Kekuę próbowała także ożywić wirtualny związek ze sportowcem, ale – chyba w wyniku szoku Mantiego – propozycja nie przeszła. Żeby było ciekawie – w trakcie ich „związku" nigdy nie żądała żadnych korzyści materialnych, pieniędzy lub prezentów.

– W dniu gdy Lennay „umarła", Manti był załamany naprawdę. Jego ból był prawdziwy, wszelkie uczucia były prawdziwe i to właśnie była natura tej okrutnej zabawy – dodał Jack Swarbrick.

Amerykańskie media odkurzyły przy okazji sprawę sprzed dwóch lat, gdy podobna historia związku z fikcyjną dziewczyną zdarzyła się w Nowym Jorku. Jej ofiara, Nev Schulman, zgłosił się na Twitterze z pomocą dla Mantiego, bo dobrze wie, jak dziś czuje się futbolista.

Cała ta dziwaczna sprawa ma rzecz jasna ciąg dalszy w internecie, który dziś raczej śmieje się, niż współczuje Mantiemu Te'o. Znany portal tumblr. com, który zbiera wszelkie przejawy sieciowej wyobraźni wyrażane słowami, dźwiękami, zdjęciami, rysunkami i filmikami zanotował już zjawisko, które nazwano „Te'oingiem", od nazwiska pechowego sportowca. W skrócie chodzi o przedstawianie związków z kimś, kogo nie ma.

Są przykłady: obrazek Clinta Eastwooda w roli prezydenta gadającego do pustego krzesła na Narodowej Konwencji Republikanów, zdjęcie mężczyzny obejmującego czule pustą przestrzeń, albo chłopaka, który na kolanach oświadcza się powietrzu. Może ta historia jednak czegoś uczy.

Futbolista Manti Te'o - ofiara czy oszust?

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?