Łzy Armstronga: robię to dla moich dzieci

Tym razem było ckliwie, ze łzami, z wyznaniem o chodzeniu na terapię, ale wątpliwości pozostało jeszcze więcej: druga i ostatnia część wywiadu Lance’a Armstronga u Opry Winfrey rozczarowała

Aktualizacja: 19.01.2013 06:16 Publikacja: 19.01.2013 06:00

Oprah Winfrey i Lance Armstrong

Oprah Winfrey i Lance Armstrong

Foto: AFP

Ci, których dziwił chłód i opanowanie Armstronga w pierwszej części rozmowy, gdy przyznawał się do brania dopingu, zastraszania, kłamstw, będą zadowoleni. Stała publiczność Opry też. Lance wreszcie pękł: przy pytaniu o dzieci, gdy opowiadał o rozmowie z synem. – Luke mnie bronił, gdy to wszystko zaczynało wychodzić na jaw. Bronił, choć nigdy mnie nie pytał, jak było naprawdę. Obiecałem sobie, że mu powiem, gdy zapyta. Ale nie pytał – mówił Lance i pierwszy raz musiał przerwać rozmowę, walcząc ze łzami. Potem drugi raz, gdy opowiedział, jak zebrał troje najstarszych dzieci – Luke ma 13 lat, bliźniaczki Isabelle i Grace są dwa lata młodsze – i wytłumaczył im, że będą słyszały różne oskarżenia wobec ojca, zobaczą, jak przez lata tym oskarżeniom zaprzeczał, a to była prawda. Długo się zbierał do następnego zdania. – Powiedziałem Luke'owi: Już mnie nie broń. Gdy ktoś coś powie, odpowiedz, że tata przeprasza – wspominał Armstrong.

I to właściwie wystarczyłoby za cały skrót ostatniej części wywiadu. W pierwszej, wyemitowanej w czwartek, Winfrey próbowała być prokuratorem, przynajmniej na początku, gdy Lance przyznawał się do dopingowych win. W drugiej części była psychoterapeutką, chciała wiedzieć, co Lance czuł, gdy wszystko tracił. Było dużo wzruszeń, kolejne przeprosiny, szczególnie dla tych, dla których Armstrong był wzorem dzięki wygranej walce z rakiem, padło ważne pytanie o to, czy to doping spowodował u niego chorobę nowotworową („Nie sądzę, żaden lekarz mi tego nie sugerował, ja sam lekarzem nie jestem"). Ale zabrakło nowych informacji na temat sportowego oszustwa. A Winfrey pozwoliła Armstrongowi przejąć kontrolę nad sytuacją i nawet nie próbowała go przyłapywać na niekonsekwencjach. Na przykład wtedy, gdy mówił, że zasłużył na karę za doping, ale nie jest pewien, czy powinna to być kara śmierci, czyli dożywotnia dyskwalifikacja, skoro inni kolarze dostali od Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) pół roku zawieszenia. A Armstrong dostał dożywocie dlatego, że gdy inni zeznawali, on nie tylko odmówił, ale walczył o zablokowanie dochodzenia, składając wnioski do sądu i próbując nacisków na polityków. O dodatkowe pytania prosiła się też opowieść o pierwszej żonie Lance'a, Kristin, która miała „pewną wiedzę o jego dopingu" i powtarzała mu, że „prawda wyzwala". Ale z opowieści kolarzy w raporcie USADA wynika, że to nie była tylko „pewna wiedza": bywało, iż Kristin sama zawijała dla nich porcje środków dopingujących, albo była przy ich przekazywaniu. A prawdy, którą znała, nigdy nie powiedziała głośno. A Winfrey albo o to już nie spytała, albo prawnicy Lance'a kazali to wyciąć przy edycji wywiadu. Bo druga część rozmowy była potwierdzeniem tego, co już wiedzieliśmy po pierwszej: Lance przyszedł się rozliczać, mniej lub bardziej szczerze, ze swoimi błędami. O cudzych nie chce mówić. I tak jak w pierwszej części bronił dopingowego speca, doktora Michele Ferrariego, tak teraz wybielał Kristin. Zaprzeczył też, że on lub ktokolwiek z jego otoczenia próbował przekazać 250 tysięcy dolarów darowizny dla USADA, jak twierdził szef agencji Travis Tygart, dając do zrozumienia, że mogło chodzić o próbę wyciszenia skandalu dopingowego.

Armstrong powtórzył to, w co wielu wątpi: że nie brał dopingu po 2005 roku, czyli ostatnim zwycięstwie w Tourze. Dwa wyścigi po wznowieniu kariery, w 2009 i 2010, przejechał na czysto. – Nie brałem, bo dużo się w międzyczasie w kolarstwie zmieniło. Doping zaczął być skutecznie zwalczany, pojawiły się paszporty biologiczne (kontrole profilu krwi, znacznie skuteczniejsze niż zwykłe testy - piw), wierzyłem że wracam do bardziej sprawiedliwego sportu – mówił Armstrong. Pojawiły się już spekulacje, że to jest najbardziej wyrafinowany element jego gry: jeśli nie brał dopingu od 2005, i jeśli pójdzie na współpracę z władzami antydopingowymi, może mieć karę złagodzoną do ośmiu lat, ale liczonych właśnie od 2005. Czyli może wrócić do sportu już w tym roku. Z wypowiedzi Armstronga wynika jednak, że w taki scenariusz nie wierzy. – Chciałbym wystartować w maratonie chicagowskim, gdy będę miał 50 lat – mówi Lance. Czyli za osiem lat. – Samolubnie chciałbym, żeby moja kara została zmniejszona. Jeśli pytasz, czy chciałbym znowu rywalizować – tak, cholernie bym chciał. Ale nie wierzę, że tak się stanie.

Armstrong przyznał, że najtrudniejszym momentem w ostatnich miesiącach było opuszczenie fundacji charytatywnej Livestrong, pomagającej chorym na raka, którą stworzył i którą nazywa swoim szóstym dzieckiem. Musiał z niej odejść, bo inaczej porzuciłyby ją wszystkie wspierające ją firmy, a większość z nich była również jego prywatnymi sponsorami i odwróciła się od niego po dyskwalifikacji. Na pytanie, jak wiele pieniędzy stracił, gdy zdemaskowano jego oszustwo, odpowiedział: - Można powiedzieć, że w jeden dzień poszło 75 milionów dolarów.

Czy wywiad i próba publicznej spowiedzi mają mu umożliwić powrót do zarabiania? Przekonuje, że o tym nie myśli. Na razie chce się uporać sam ze sobą. Chodzi na terapię, bywał u terapeuty już wcześniej, ale teraz robi to bardzo często. - Nie lubię tego gościa – mówił, gdy Oprah pokazywała mu kolejne jego nagranie z dawnych lat, jak kłamie w żywe oczy i jeszcze szantażuje emocjonalnie słuchających, mówiąc o swojej walce z rakiem. - Jaki ten gość był? Czuł się niezwyciężony, mówiono mu że jest niezwyciężony i naprawdę wierzył, że jest niezwyciężony. I ten facet ciągle tu jest, nie zamierzam cię okłamywać – tłumaczył. - Jestem na terapii, bo chciałbym żeby ten facet wyszedł.

- Czy to co się stało, uczyniło cię lepszym człowiekiem – pytała Winfrey. - Jestem na początku pewnego procesu. Zmiana we mnie jeszcze nie nastąpiła. Zaczyna się. Miałem dwa takie momenty w życiu. Jeden, gdy dowiedziałem się że mam raka. Stałem się wtedy lepszy. Mądrzejszy. A potem zgubiłem drogę. Teraz jest drugi taki moment. I mam nadzieję, że już nie zgubię drogi. Nie wolno mi. Największe wyzwanie mojego życia to już się nie poślizgnąć. Nie wiem co się teraz stanie i czuję się z tym dobrze. A kiedyś doprowadziłoby mnie to do szaleństwa – mówił Armstrong. Ci, którzy mogliby mu zmniejszyć karę i pomóc w dalszym oczyszczeniu, już po tym wywiadzie wiedzą co czuł gdy upadał i jak mu jest ciężko. A teraz chcą mu zadać te wszystkie pytania, które Oprah ominęła.

Ci, których dziwił chłód i opanowanie Armstronga w pierwszej części rozmowy, gdy przyznawał się do brania dopingu, zastraszania, kłamstw, będą zadowoleni. Stała publiczność Opry też. Lance wreszcie pękł: przy pytaniu o dzieci, gdy opowiadał o rozmowie z synem. – Luke mnie bronił, gdy to wszystko zaczynało wychodzić na jaw. Bronił, choć nigdy mnie nie pytał, jak było naprawdę. Obiecałem sobie, że mu powiem, gdy zapyta. Ale nie pytał – mówił Lance i pierwszy raz musiał przerwać rozmowę, walcząc ze łzami. Potem drugi raz, gdy opowiedział, jak zebrał troje najstarszych dzieci – Luke ma 13 lat, bliźniaczki Isabelle i Grace są dwa lata młodsze – i wytłumaczył im, że będą słyszały różne oskarżenia wobec ojca, zobaczą, jak przez lata tym oskarżeniom zaprzeczał, a to była prawda. Długo się zbierał do następnego zdania. – Powiedziałem Luke'owi: Już mnie nie broń. Gdy ktoś coś powie, odpowiedz, że tata przeprasza – wspominał Armstrong.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?