Chociaż nad spokojnym przebiegiem uroczystości czuwało tysiąc policjantów, nie udało im się zapobiec widowiskowej akcji przeciwników chińskiej polityki w Tybecie. Zaledwie dwa metry od przemawiającego szefa chińskiego komitetu organizacyjnego demonstranci rozwinęli czarne flagi, na których olimpijski symbol pięciu kół zastąpiły splecione kajdanki. Trzej mężczyźni wykrzykujący hasła "wolność, wolność" próbowali dostać się do mikrofonu.
Policja błyskawicznie obezwładniła demonstrantów, a chiński działacz Liu Qi jak gdyby nigdy nic dokończył przemówienie.
– Olimpijski ogień będzie niósł światło, szczęście, pokój, przyjaźń i nadzieję na spełnienie marzeń dla obywateli Chin i całego świata – mówił.
Nie był to jedyny incydent w dniu rozpalenia olimpijskiego płomienia, który – zanim trafi do Pekinu – odwiedzi 20 krajów na pięciu kontynentach.
Pierwszemu uczestnikowi sztafety, srebrnemu medaliście w taekwondo Alexandrosowi Nikolaidisowi drogę próbowała zablokować kobieta oblana czerwoną farbą symbolizującą krew. Zatrzymano dwie osoby, które przy trasie biegu rozwiesiły flagę z hasłem "Bojkotujcie kraj, który łamie prawa człowieka". W sumie aresztowano osiem osób. – Media bagatelizują ten incydent. Ostatnio Grecja zacieśniła kontakty z Chinami. Myślę, że mamy tego efekty – mówi "Rzeczpospolitej" menedżer sportowy Kostas Sarafandonis.