I tak po II wojnie światowej panie, które zastąpiły mężów w fabrykach, poczuły, że opieka nad domem im nie wystarcza. Stąd wzięła się w latach 60. druga fala feminizmu oraz wszystkie kobiece ambicje, z którymi musicie się teraz użerać. W Polsce sprawy miały się nieco inaczej, emancypantki wspierał – programowo – socjalizm. Ale skutki są podobne.
Dlatego na transmisje meczu Polska – Austria przyszli nie tylko mężczyźni w mundurach (koszulka reprezentacji, szalik, czapka), ale i panie w uniformach: czerwonych bluzeczkach, białych żakietach, z paznokciami pomalowanymi w narodowe barwy. W porównaniu ze swymi praprababkami, które podczas powstań nosiły żałobę i rezygnowały z biżuterii, teraz dziewczyny włączają się do działań aktywnie. W czasie meczu Chorwacja – Niemcy, który oglądałam w centrum Warszawy, tuż po strzelonej naszym sąsiadom bramce, dobiegł mnie kobiecy głos: – Dobrze! Nienawidzę, k…a, szwabów!
Wieczorem miała być chwała na miarę odsieczy wiedeńskiej, tyle że – jak wyraził się mój znajomy – działania naszych wojsk przypominały rozpaczliwą obronę Częstochowy. Na szczęście znalazł się i Kmicic, a raczej Artur III Boruc, nowy bohater narodowy, chwałą królowi Sobieskiemu nieustępujący. W swej ofiarnej walce z hordami barbarzyńców nie był zupełnie sam. Gdy jedna z kul armatnich przeleciała tuż nad bramką, polski komentator krzyknął: “Bóg jest z nami!”. Podobne przekonanie mieli Turcy pod Wiedniem, zresztą wszystkie wojska wierzą, że Bóg stanie po słusznej stronie. Jednak my w czwartek walczyliśmy z samym Lucyferem.
Dlatego otaczający mnie kibice czuli się w obowiązku zejść do piwnicy i wydobyć zaśniedziały arsenał nienawistnych stereotypów. Szybko okazało się, że wróg Austriak to to samo co szwab, w końcu Hitler był Austriakiem. Na dodatek Żydem i pedałem. Dowiedziałam się też, że w Austrii do dziś mieszkają wykolejeńcy – trzymają ludzi w piwnicach. Chcieliśmy to zło grożące cywilizowanemu światu pokonać. Ale znów oszukała nas historia. Nagle, po podyktowanym nieuczciwie rzucie karnym, umilkł trzepot husarskich skrzydeł. Dzierżący nasz sztandar żołnierz otrzymał cios w plecy, osunął się z konia i padł w błoto.
Ton komentarzy natychmiast się zmienił. Chłopcy, nieważne, żeście walczyli jak nieopierzeni kadeci. Wasz zapał był wielki, a cel słuszny. Jesteśmy z wami, także my – kobiety. Zacerujemy mundury w nadziei, że już niebawem wspólnie dokopiemy szwabom.