Sąd odbędzie się 3 lipca. Posiedzeniu przewodniczył będzie Jean-Pierre Escalettes, prezydent francuskiej federacji. Na ławie oskarżonych zasiądzie Raymond Domenech, trener, którego drużyna dwa lata temu w Niemczech wywalczyła wicemistrzostwo świata, a na Euro zajęła ostatnie miejsce w grupie.
Francuzi wypadli jeszcze gorzej od Polaków: tak jak oni dwa mecze przegrali, jeden zremisowali, także strzelili jednego gola, ale stracili aż sześć. Według internetowych opinii kibiców Domenech zwyczajnie zwariował. Średnia wieku jego drużyny była jedną z najwyższych, mimo to po ostatnim gwizdku trener uznał, że prowadził zespół perspektywiczny. Udzielając ostatniego wywiadu telewizji, postanowił się oświadczyć swojej przyjaciółce Estelle Denis. – W takich momentach potrzebujemy bliskich. Ja potrzebuję Estelle. Tylko o niej teraz myślę – powiedział.
Kiedy Estelle (na co dzień prezenterka telewizji) pojawiała się w towarzystwie 56-letniego trenera, oglądalność programów zawsze wzrastała. We wtorek w Zurychu czekała na niego w hotelu, lecz nie wiadomo, czy oświadczyny przyjęła.
Wielu komentatorów twierdzi, że we Francji na Domenecha nie będzie czekał sąd, lecz gilotyna. Mniej radykalni nieśmiało zauważają, że po pełnej sukcesów dekadzie francuski futbol jest w dołku, z którego nie wyciągnęłyby go najtęższe głowy. „Doświadczeni piłkarze są już za starzy, wschodzące gwiazdy jeszcze za młode. Jeśli doda się do tego trenera bez pomysłu, odpowiedź na pytanie, dlaczego reprezentacja Francji zagrała tak słabo, jest oczywista” – pisze „Times”.
Grzechem numer jeden Domenecha było zbytnie przywiązanie do nazwisk. Piłkarze tworzący trzon drużyny szczyt formy mieli już dawno za sobą. Gregory Coupet, Thierry Henry, Lilian Thuram, William Gallas czy Nicolas Anelka nie mogli zagwarantować sukcesu, bo zawodzą także w swoich klubach.