Tylko po awansie Turków klaksony trąbiły głośniej. W środę niedługo przed jedenastą w nocy zaczęła się szalona jazda ulicami Moskwy i wszystkich innych miast, w których byli Rosjanie i ich samochody. Kibice rzucali się z radości nawet na mundurowych na służbie. „Nareszcie!” – wybił wielkimi literami na pierwszej stronie „Sport Express”.
To jest rok w Rosji: najpierw wygrana walka o zimowe igrzyska w Soczi w 2014, potem Puchar UEFA dla Zenitu Sankt Petersburg, mistrzostwo świata hokeistów, a teraz awans do drugiej rundy mistrzostw Europy. Pierwszy sukces w wielkim turnieju, od kiedy upadł Związek Radziecki.
Awans jest niespodzianką, ale jeszcze większą łatwość, z jaką zespół Hiddinka pokonał Szwedów. Wynik meczu mówi niewiele, zamiast 2: 0 mogło być 6: 0. „Od dwóch lat Hiddink nas przekonywał, że Rosjanie mają we krwi atak, że musimy grać agresywnie i ofensywnie. Nie wierzyliśmy mu. Myśleliśmy, że krew w naszych żyłach już prawie zamarzła. Aż przyszła godzina prawdy. Dziękujemy ci, trenerze. Wskrzesiłeś rosyjski futbol” – przyznaje się do niewiary „Sport Express”.
„Dopiero zagraniczny trener potrafił przypomnieć naszym piłkarzom znaczenie słowa patriotyzm. Zrozumieli, że nie jest ważne, kto nosi jakie buty i jak są dzielone premie. Liczy się tylko ciężka praca” – pisze „Sowiecki Sport”. W tytule wzywa: „A teraz dalej!”.
Dalej czeka Holandia: ojczyzna Hiddinka, najładniej grająca drużyna Euro, rywal, który dobrze się w Rosji kojarzy. W 1998 roku w walce o mistrzostwo Europy ZSRR wprawdzie przegrał z Holandią, a jedną z bramek strzelił Marco van Basten, ale z perspektywy dwudziestu lat suszy tamten awans do finału jest uważany dziś za wielki sukces. Rosjanie też zachwycają się grą piłkarzy Marco van Bastena w rundzie grupowej, jednak euforia po awansie bierze górę. „Bój się nas, Europo!” – krzyczy tabloid „Twoj Dień”.