Luis Aragones wiedział, że gra reprezentacji Rosji zależy od Andrieja Arszawina. Swoją taktykę spokojnie tłumaczył po meczu. – Temu piłkarzowi nie można zostawić nawet kilku metrów wolnego, dlatego kazałem go pilnować Marcosowi Sennie. Zdał egzamin, Rosjanina nie było na boisku – mówił.
Senna dwa miesiące przed mistrzostwami Europy wykupił sobie bilet do Brazylii. Po zakończonym wicemistrzostwem fantastycznym sezonie w Villarrealu powołania do kadry jednak się nie spodziewał, chciał odpocząć wspólnie z rodziną. W eliminacjach wystąpił tylko w jednym meczu, od przyznania mu hiszpańskiego obywatelstwa dwa lata temu – w 11. Kiedy Aragones ogłosił skład, nie wierzył, że się w nim znalazł.
Przyznanie obywatelstwa Brazylijczykowi nie wywołało tak wielkiego zamieszania jak polski paszport dla Rogera Guerreiro. W 2000 roku w trzech meczach reprezentacji Hiszpanii wystąpił przecież napastnik Catanha – urodzony w brazylijskim Meceio, kilka lat wcześniej po świetnych występach w Deportivo La Coruna naturalizowano Donato, który rozegrał w kadrze 12 spotkań. Pamięć o Alfredo di Stefano czy Ferencu Puskasu, którzy także reprezentowali Hiszpanię, chociaż urodzili się od niej daleko, jest ciągle żywa.
Naturalizować artystę di Stefano to jednak co innego niż naturalizować wyrobnika Sennę. „Marca” kpiła z pomysłu powoływania go do kadry nie dlatego, że ma obce korzenie, ale że w dniu debiutu miał już ukończonych 29 lat, a dawanie mu szansy w reprezentacji równało się przyznaniu do błędu.
Hiszpanie byli dumni ze swojej pracy z młodzieżą i nie mogli się pogodzić z tym, że nie są w stanie wychować defensywnego pomocnika. W tym kraju wszyscy chcą strzelać gole, jeśli nie – to bronić jak Casillas. Ale być zawodnikiem, którego obecność na boisku najczęściej doceniają tylko koledzy z drużyny, nie chciało się nikomu.