Położony pod Budapesztem tor to dla Roberta Kubicy pamiętne miejsce. To tutaj w 1997 r. po raz pierwszy oglądał wyścig Formuły 1 jako widz. Obserwując zza siatki zwycięstwo późniejszego mistrza świata Jacques’a Villeneuve’a, obiecał sobie, że powróci na zawody Grand Prix już jako kierowca.
Słowa dotrzymał – dziewięć lat później właśnie na Węgrzech zastąpił Villeneuve’a w kokpicie BMW Sauber. Debiut był udany, choć zaprawiony kropelką goryczy – w deszczowym wyścigu Polak dojechał do mety na świetnej siódmej pozycji, ale został zdyskwalifikowany za zbyt lekki samochód. Dwa kilogramy środka gaśniczego, który w czasie wyścigu wydostał się z pokładowej gaśnicy, zadecydowały o utracie dwóch punktów.
Rok później problemy ze skrzynią biegów sprawiły, że Kubica ruszał do wyścigu dopiero z siódmego pola. Na torze, na którym wyprzedzanie jest prawie niemożliwe ze względu na wąską i krętą trasę, pozbawioną dużych dohamowań przed ciasnymi zakrętami, odległe miejsce na starcie praktycznie wyklucza kierowcę z walki o czołowe pozycje. Polak zakończył wyścig na piątym miejscu.
W niedzielę Kubicę nieść będzie doping tysięcy polskich kibiców, dla których Grand Prix Węgier to najtańsza okazja do obejrzenia na żywo wyścigu F1.
Firma Kangaroo TV, wypożyczająca niewielkie urządzenia pozwalające na połączenie przyjemności oglądania wyścigu na żywo z obserwowaniem zmagań w telewizorze, przygotowała specjalną atrakcję dla Polaków. Normalnie kibic siedzący na trybunie widzi tylko niewielki fragment toru, czasem także może śledzić przebieg wyścigu na telebimie. Wypożyczane za kilkadziesiąt euro urządzenie z małym ekranem pozwala na śledzenie normalnego przekazu telewizyjnego z komentarzem w języku angielskim oraz ujęć z kamer pokładowych niektórych kierowców, podsłuch komunikacji radiowej między zawodnikami a inżynierami oraz obserwowanie na bieżąco czasów okrążeń i różnic między samochodami.