Pittsburgh Steelers pokonali w Tampa Arizonę Cardinals 27:23 w finałowym meczu o 43. Super Bowl.
„Super thriller” – tak zatytułował swoją relację prestiżowy „Sports Illustrated”. Dalej czytamy: „Szkoda miejsca na szczegółowe rozważania. To był, po prostu, najlepszy Super Bowl wszech czasów”. Jeszcze w połowie czwartej kwarty wydawało się, że faworyzowani Steelers spokojnie utrzymają wysokie prowadzenie, ale zamiast tego (mając defensywę numer jeden w całej lidze!) pozwolili Cardinals zdobyć siedemnaście punktów z rzędu.
Najszybszy wice receiver w lidze, Larry Fitzgerald uciekł dwukrotnie rywalom, którzy mogli oglądać tylko jego plecy i rozwiane na wietrze długie włosy, gdy pędził po dwa „przyłożenia”. Po tym drugim zespół z Arizony wyszedł po raz pierwszy na prowadzenie (23-20) na niespełna trzy minuty przed końcem. Wydawało się, że fortuna wreszcie uśmiechnie się do drużyny, o której nawet prezydent elekt Barack Obama stwierdził, iż ma „bolesną przeszłość”.
Cardinals nie tylko nie zdobyli do tej pory Super Bowl, ale nawet zdarzały im się sezony, w których nie wygrali ani jednego spotkania. Gdy przed drugą wojną światową dochowali się wreszcie mocnej drużyny – połowa zawodników wyjechała na front, a lider zmarł nagle na zawał serca. Cardinals przez lata byli kopciuszkiem, nieudacznikami, których nikt nie traktuje poważnie.
Nic więc dziwnego, że przed niedzielnym finałem złośliwi mówili, że jedynym triumfem tego klubu był… Oscar dla Cuby Goodinga Juniora za rolę w filmie „Jerry Maguaire”, w którym wcielił się w postać futbolisty właśnie zespołu z Arizony. Gdy zresztą dostało raz pierwszy scenariusz, od razu pobiegł do reżysera i zdegustowany spytał: - Jednego tylko nie rozumiem. Dlaczego akurat Cardinals?”. W niedzielę Gooding zjawił się na stadionie w Tampie, aby dopingować drużynę, z którą – chcąc nie chcąc – będzie utożsamiany do końca życia. Szczęścia jednak jej nie przyniósł.