Gdy pół świata żyło sensacjami z intensywnego życia pozamałżeńskiego sławy golfa, wydawało się, że poznamy wreszcie Tigera Woodsa. Strącony z cokołu, wydany na żer tabloidów i Internetu, wydawał się słaby, ludzki i skruszony. Zniknął fałszywy wizerunek dobrego męża i ojca oraz niezwyciężonego sportowca, lecz w zamian nie pojawiło się wiele. Tylko zamknięty, zagubiony facet, którego przerosły problemy, jakie stworzył. Nawet wizerunkowa maszyneria nie pomaga. Tiger z superherosa stał się człowiekiem, ale nikt tak naprawdę wciąż nie wie jakim.
Wiadomo, że stracił dużo. Bilans roczny jest następujący: orzeczony 23 sierpnia rozwód z Elin Nordegren (z zachowaniem prawa do widywania się z dwójką dzieci), odejście grupy przyjaciół, których i tak nie miał zbyt wielu, utrata pierwszego miejsca w rankingu światowym na rzecz Anglika Lee Westwooda. Po raz pierwszy w 15-letniej karierze zawodowej nie odniósł w sezonie żadnego zwycięstwa. Skończyły się pytania o to, kiedy pobije wielkoszlemowy rekord Jacka Nicklausa (18 tytułów). A zaczęły pytania, czy w ogóle poprawi to osiągnięcie.
Odwrócili się wielcy sponsorzy korporacyjni. Firmy Accenture, Gatorade i AT&T zerwały kontrakty, Gillette i Tag Heuer wycofały reklamy. Przez dziewięć miesięcy 2010 roku Woods pojawił się w spotach reklamowych, których rynkową wartość oszacowano na 700 000 dolarów. Rok wcześniej było to 70 mln dolarów.
Zniknął z telewizorów, tablic, bannerów, zniknął z oczu mediom, pojawił się w lutym na krótko, by oświadczyć wybranym dziennikarzom, że „szczerze żałuje, przeprasza i pracuje nad zmianami, nad powrotem do zasadniczych wartości w życiu”. Nie powiedział, jakie to wartości. Nie powiedział, jak pracuje. Czy mu uwierzono? Raczej nie, skoro rzucił parę ogólników i nawet z mowy ciała nie dało się wiele więcej wyczytać. Sportowy powrót wydawał się łatwiejszy, ale nie był. Woods wrócił do golfa w kwietniu, na Masters w Auguście, zajął czwarte miejsce. Potem było tylko gorzej. W maju rozstał się z trenerem zamachu („swingu”), legendą golfa Hankiem Haneyem. Jesienią, podczas PGA Championships, zatrudnił nowego, Seana Foleya. Ponoć pracuje z nim od podstaw, ponoć plan naprawy jest długoterminowy. Tiger ma 35 lat, wiek dla golfisty dobry, ale wyrosło już młodsze zdolne pokolenie, któremu na dźwięk jego nazwiska nogi nie drżą.
Wciąż przyciąga zainteresowanie opinii publicznej, ale czy jest tak, jak twierdzi jego agent Mark Steinberg, że znów ma „ogromny i pozytywny potencjał”? Tak wykazała ankieta zrobiona na użytek firmy wizerunkowej opiekującej się golfistą. Inna ankieta jednak dowodzi, że Woods jest wysoko na liście dziesięciu najbardziej nielubianych sportowców Ameryki w 2010 roku, obok dopingujących się baseballistów czy gwałcących nastolatki i organizujących nielegalne walki psów futbolistów z NFL.