Najbardziej nie znosi ciekawskich spojrzeń ludzi, którzy go spotykają pierwszy raz i oczekują, że zaraz ich oświeci blask genialnego umysłu. – Halo, ja jestem tak samo normalny jak wy. Po prostu dobrze gram w szachy – odpowiada. Chyba szczerze, o ile może w swoją normalność wierzyć chłopak, który od małego czytał o sobie w „Washington Post” czy „Time”, jako kilkulatek wyliczał z pamięci wszystko co się dało, nawet listę kilkuset gmin Norwegii z ich głównymi miastami, powierzchnią i liczbą mieszkańców. A na pierwsze miejsce światowego rankingu szachowego awansował mając 19 lat. Młodszego lidera nigdy nie było. Tylko Garri Kasparow prowadził w rankingu z wyższym wynikiem, ale Rosjanin zapowiada, że Magnus Carlsen pobije wszelkie rekordy. I mówi to nie tylko dlatego, że od ponad roku jest trenerem młodego Norwega.
Magnus wygląda jak młody Matt Damon, mógłby być zamiast niego na plakacie „Buntownika z wyboru”. To się bardzo podoba sponsorom, podpisującym z nim umowy na kilka milionów koron rocznie (jedna korona to 50 groszy). Ale podoba się też jego niewymuszony wdzięk, wiercenie się przy szachownicy, lekko znudzona mina chłopaka, który robi tylko to, na co ma ochotę. A jak już się czemuś poświęci, okazuje się to dla niego proste, jak pstryknięcie palcami.
Nazywają go Mozartem szachów. Jest najlepszym zawodnikiem z pokolenia, które gry uczyło się właściwie nie dotykając figur, przy komputerze. – Gdy ktoś przychodzi do nas w odwiedziny, obowiązkowo pyta: Macie dom pełen szachownic, prawda? A u nas może jedna gdzieś się ostała, ale głowy nie dam – mówi Carlsen.
Wystarczy mu spojrzenie na szachowy diagram, żeby powiedzieć, z którego podręcznika pochodzi i na której stronie był wydrukowany. Pamięta każdą rozegraną partię, a jego intuicja i brawura tak zachwyciły Kasparowa, że zgodził się z nim pracować. Kilka lat temu w ich pierwszym starciu Carlsen zmusił Garriego do remisu. W tamtym sezonie pokonał też Anatolija Karpowa. Miał wtedy 13 lat i właśnie zostawał arcymistrzem.
Choć w szachach być młodym geniuszem to żadna wyjątkowość, on jest wyjątkowy. A już na pewno nie pasuje do wizerunku szachisty – zamyślonego odludka, który niczego poza figurami nie widzi, żyje w swoim świecie. Skończył normalne liceum, maturę zdał niedawno. I z przeciętnymi ocenami, bo jak mówi, w szkole mało co go ciekawiło. Książek czytać nie lubi, chyba że o szachach. Woli grać w piłkę i oglądać, jak inni grają. Kibicuje Realowi Madryt. W turniejach juniorskich zdarzało się, że przynosił ze sobą piłkę i podbijał ją w oczekiwaniu na ruch rywala. Próbował też skoków narciarskich, na nartach zjeżdża i biega. Ale wybrał szachy, sport, w którym Norwegia nie ma wielkich tradycji. Dotychczas najsłynniejszym szachistą z tego kraju był Simen Agdestein, reprezentant Norwegii również w piłce nożnej. Simen był jednym z trenerów Magnusa, a jego brat Espen jest menedżerem norweskiego geniusza.