W ostatnich mistrzostwach świata zdobyła trzy złota, srebro i brąz. W Pucharze Świata prowadzi z ogromną przewagą. W sobotę na zawodach w Berlinie wygrała dziewięć z dziesięciu wyścigów, do których stanęła, i pobiła rekord świata na 200 m grzbietowym: 2.00,03 s.
Zawody były na krótkim basenie, nie tak prestiżowym jak długi. Ale nawet na krótkim żadna kobieta poza nią nie pobiła rekordu świata, od kiedy z końcem 2009 roku zabroniono pływania w kosmicznych strojach. – Kiedyś będziemy się chwalić, że widzieliśmy na własne oczy, jak to się zaczynało. Ona bardzo przypomina mi kogoś, kogo dobrze znam – mówi Bob Bowman. Czyli trener Michaela Phelpsa, pracujący z nim już od 15 lat. Ale Phelps może na razie spać spokojnie.
W igrzyskach w Londynie to on pozostanie największą gwiazdą basenu. Sponsorów w tym głowa. A Melissa Franklin sponsorów na razie nie kolekcjonuje. Rezygnuje też z premii za wyniki, choć w samym Pucharze Świata uzbierałaby okrągłą sumę.
Nie przyjmuje pieniędzy, bo straciłaby status amatorki i nie mogłaby pójść do college'u. A w przeciwieństwie do Phelpsa, który szybko przerwał edukację, bardzo chce tam pójść. – Ludzie mówią, że college to świetna sprawa. Poznaje się przyjaciół na całe życie, może druhnę na ślub i tak dalej – mówi Melissa, nazywana Missy, wychowanka jezuickiej szkoły w stanie Kolorado. Bez sponsorów krzywda jej się nie stanie, może liczyć nawet na 200 tysięcy dolarów stypendium rocznie.
Pochodzi z bogatego domu i woli na razie setki tysięcy i naukę niż miliony bez nauki. Jeśli nie zwolni tempa, wielki biznes sam się z czasem o nią upomni. Już w ostatnich MŚ w Szanghaju w wyścigu po złoto na pierwszej zmianie sztafety 4x200 m stylem dowolnym miała lepszy czas niż mistrzyni świata w tej konkurencji Federica Pellegrini, największa dziś gwiazda kobiecego pływania, magnes dla sponsorów.