Kto to? Na pewno nie jeden z tych zawodników, od których zaczyna się ustalanie składu – raczej na nich kończy.
Na pewno nie jest na szczytach statystyk, zarówno jeśli chodzi o liczbę minut na parkiecie, jak i zdobycze punktowe, czy nawet zbiórki, choć mierzy ponad dwa metry i do obręczy kosza ma całkiem blisko. W kozłowaniu też kilku lepszych od niego w tej lidze się znajdzie.
Na pewno nie zarabia dziesiątków milionów dolarów w reklamach i nie grozi mu występ w Meczu Gwiazd. Ale gdy wchodzi na parkiet, kibice Chicago Bulls w hali United Center i komentatorzy telewizyjni wpadają w ekstazę. Takiego uwielbienia nie doświadcza nawet Rose po swoich najlepszych zagraniach: Owacje na stojąco, okrzyki "MVP", skandowany jego przydomek "The White Mamba".
Ten ostatni okrzyk jest szczególnie symptomatyczny, bo dostał go w nagrodę za bycie idealnym anty-Kobe Bryantem, powszechnie nazywanym "Czarną Mambą". Może po to, by pokazać, że się tym nie przejmuje, gra w Bulls z numerem 24 – tym samym, który ma gwiazda Los Angeles Lakers.
Scalabrine nie minie nikogo zwodem, nie pobiegnie do kontry, nie zakończy akcji efektownym wsadem. Właściwie ciężko wymienić jego koszykarskie atuty, może poza rzutami z dystansu, co przy jego wzroście (206 cm) jest samo w sobie ewenementem.