Tom Henning Ovrebo do dziś otrzymuje e-maile z pogróżkami, choć od meczu, który zakończył się skandalem, miną wkrótce trzy lata. A było to słynne spotkanie Ligi Mistrzów na Stamford Bridge, w którym bramka Andresa Iniesty w ostatnich sekundach dała Barcelonie awans do finału. Chelsea domagała się wcześniej czterech rzutów karnych, ale norweski arbiter nie reagował. Michael Ballack chciał go uderzyć, a Didier Drogba po meczu wykrzyczał do kamery, co myśli o takim sędziowaniu.
Anglię Ovrebo opuszczał pod policyjną eskortą. Ochronę dostał także po powrocie do kraju, bo w Internecie ujawniono jego adres, a na Facebooku trwała kampania nienawiści. Jedna z grup kibiców napisała: „Zaczęliśmy polowanie! Złapiemy cię i brutalnie zamordujemy!".
– Wciąż odbieram w tej sprawie trzy, cztery e-maile rocznie. Ale to nic poważnego, nie zagraża mnie ani mojej rodzinie. Zresztą staram się im o tym nie mówić – opowiada Ovrebo. – W niektórych sytuacjach zachowałbym się teraz inaczej. Ale każdy sędzia ma lepsze i gorsze mecze.
W tym roku los znów skojarzył w półfinale Chelsea i Barcelonę. Ovrebo przyznaje, że chętnie obejrzy te spotkania. Przed telewizorem pewnie usiądzie również Anders Frisk. Mecz tych dwóch drużyn, ale ten z 2005 roku i w 1/8 finału przyczynił się do zakończenia kariery przez Szweda. – Miałem dość. Przez dwa tygodnie nie mogłem zasnąć, to były najgorsze dni w moim życiu. Zrezygnowałem z sędziowania, by nikt mi więcej nie groził – tłumaczył Frisk. – Nie wiem, czy mogę nawet pozwolić dzieciom pójść na pocztę. Kocham Chelsea, dlatego jest mi tym bardziej smutno.
Prowadzący wówczas londyński zespół Jose Mourinho twierdził, że Szwed w przerwie meczu na Camp Nou rozmawiał w pokoju sędziowskim z trenerem rywali Frankiem Rijkaardem. W drugiej połowie Frisk ukarał czerwoną kartką Drogbę.