Wciąż nie umiem się pogodzić

Marcin Wasilewski, obrońca reprezentacji Polski, o motywacji i płaczu na pożegnalnym spotkaniu z kibicami

Publikacja: 18.06.2012 20:49

Wciąż nie umiem się pogodzić

Foto: ROL

Dotarło już do pana, co się stało?

Marcin Wasilewski:

Nie ochłonąłem i jeszcze długo nie ochłonę. Na szczegółową analizę przyjdzie czas, ale nie mamy argumentów, by się tłumaczyć. Każdy powinien skoncentrować się na sobie, przemyśleć, czy mógł dać coś więcej. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Wykonałem ciężką pracę, jednak czegoś zabrakło. Oceniajcie nas, ale pamiętajcie, że nie można nam zarzucić braku zaangażowania. Zostawiliśmy na boisku całe serce, ale naprawdę ciężko było to tak koncertowo zepsuć.

W którym meczu przegraliście mistrzostwa? Może powinniście wygrać z Grecją albo Rosją?

Nie ma co patrzeć na wcześniejsze mecze, decydujące było spotkanie z Czechami, kiedy nie musieliśmy się na nikogo oglądać i wszystko zależało od nas. Kiedy wyjeżdżaliśmy z hotelu na stadion we Wrocławiu, byłem pewny, że wygramy, patrzyłem na twarze kibiców i czułem, że mamy wszystko, co potrzebne do zwycięstwa. Tak pozytywnej energii od zwyczajnych ludzi, od mediów nie było jeszcze nigdy, a gram już w reprezentacji dziesięć lat. Naprawdę nie wiem, czego zabrakło, by przedłużyć karnawał. Przecież umiemy grać w piłkę.

Może taktyka nie była dobra? Robert Lewandowski nie miał żadnego wsparcia.

Nie jestem od oceniania taktyki ani od wymyślania nowej. My, piłkarze, wychodzimy na boisko i realizujemy wizję trenera. Musimy mu się podporządkować i zrobić wszystko, żeby przełożyć jego pomysł na zwycięstwo. Można pytać, co by było, gdyby były inne zmiany albo inne ustawienie, ale teraz to nie ma sensu. Lewandowski rzeczywiście walczył sam z dwoma, trzema rywalami, a potem nie było go tam, gdzie był potrzebny, bo nie miał tyle sił, by dać radę kilku rywalom. Walczył, ciężko miał, nie było wsparcia z naszej strony.

Wszyscy bali się o duet stoperów, ale pana współpraca z Damienem Perquisem układała się bardzo dobrze.

Nie ustrzegliśmy się błędów. Cały czas jestem w wielkim stresie, bo muszę udowadniać, że potrafię grać na środku obrony. Ciągle mi ktoś wypomina, że nie jestem stoperem, a ja przez 90 minut pokazuję, jak bardzo się myli. Rozumiałem się z Perquisem bardzo dobrze, ale to marne pocieszenie. Jak pojechaliśmy w niedzielę do fanzony i widziałem zawiedzionych kibiców, to wcale nie chciałem słuchać, że nic się nie stało. Nie chciałem podziękowań. Należał nam się kopniak w dupę, a nie brawa. Kiedy Kuba Błaszczykowski wziął mikrofon i zaczął przemawiać, to ze dwa razy musiałem wziąć głębszy oddech, żeby się nie rozkleić, łzy stały mi w oczach. Ja do mikrofonu tego dnia nie powiedziałbym ani słowa.

Jak wyglądała szatnia po meczu we Wrocławiu?

A jak miała wyglądać? Siedzieliśmy i milczeliśmy. Żal, smutek, rozczarowanie, gorycz, złość - wszystko naraz, same negatywne emocje. Kotłowało się we mnie. Daliśmy nadzieję kibicom i samym sobie i kompletnie zawiedliśmy. Tylko fani dopisali, my nie.

Zjadła was presja wielkiego turnieju?

W moim przypadku nie było mowy o presji. Czułem, co się dzieje w Polsce, i chciałem dać radość rodakom. Myślałem o tym, żeby udowodnić, że potrafimy wyjść z tej grupy. Przed każdym meczem dostawałem kilkadziesiąt esemesów z życzeniami od znajomych, wierzyli we mnie i w Polskę. W szatni byliśmy tak naładowani, że wychodziliśmy na boisko i chcieliśmy roznieść rywala. I tu był właśnie problem, bo w całym turnieju rozegraliśmy trzy dobre połowy, ale żadnego meczu w całości. Sędzia gwizdał po raz pierwszy, a my rzucaliśmy się na przeciwnika. Bez pokory, tak miało być. Zawsze stworzyliśmy kilka okazji, chcieliśmy szybko strzelić gola, żeby grało się łatwiej. Z Grecją do przerwy byliśmy w komfortowej sytuacji, a i tak nie potrafiliśmy jej wykorzystać. Z Czechami przed przerwą też wszystko szło dobrze i znowu źle się skończyło. Mogło być inaczej, nikt nas nie skrzywdził, możemy obwiniać tylko sami siebie.

Może nie było wsparcia ze strony ławki rezerwowych?

Czułem, że jesteśmy wszyscy razem. 23 zawodników, cały sztab szkoleniowy  - wszyscy podpowiadali.

Chciałby pan, żeby Franciszek Smuda pozostał selekcjonerem?

Nie chcę się wypowiadać na ten temat.

Jaka była atmosfera w drużynie, jesteście przyjaciółmi?

To nie była jedna wielka grupa przyjaciół. Jak w każdym zespole jednych lubi się bardziej, innych mniej. Są wśród nas tacy, którzy spotykają się rodzinami także poza zgrupowaniami, inni widują się tylko na treningach. Na turnieju byliśmy jednak zgraną paką, zawsze mogłem liczyć na wsparcie kolegów. Wiadomo, że wszyscy chcieli grać, ale ci niezadowoleni tłamsili w sobie żal i wspierali tych, którzy biegali po boisku. Nie było narzekania. Trochę pomagałem w utrzymaniu takiego stanu, w trudnych momentach rozładowywałem napięcie, ale każdy dołożył cegiełkę do tego, że nie było żadnych konfliktów. Na zgrupowanie do Turcji wyjechałem 9 maja i udało mi się przeżyć półtora miesiąca bez sprzeczki. Wiadomo, że jak się tak długo siedzi razem, to zawsze może się coś wydarzyć, ale byliśmy tak zjednoczeni, że naprawdę tym razem obyło się bez zgrzytu. Przeszliśmy przez turniej, trzymając się razem, i było to bardzo budujące.

Jest przyszłość przed tą drużyną?

Jest, mamy dobrych zawodników. Jak patrzyłem, co na treningu wyprawiał Rafał Wolski, to myślę, że w przyszłości będzie liderem kadry, jakiego nie mieliśmy dawno.

Jak ocenia pan występ naturalizowanych piłkarzy?

Gra dla reprezentacji zawsze była dla mnie najważniejsza. Stary jestem, a wciąż, jak słyszę hymn, to ciary mnie przechodzą. Jestem pozytywnie naładowany. A Perquis, Obraniak, Polanski czy Boenisch zasuwali na boisku tak samo jak my. Chyba jeszcze bardziej, bo chcieli udowodnić, jak niesprawiedliwe jest nazywanie ich farbowanymi lisami.

Będzie pan oglądał dalej mistrzostwa Europy?

Chyba nie. Może jakiś mecz obejrzę. To miały być moje mistrzostwa, żyłem nimi i nie potrafię się pogodzić, że to się skończyło. Nie minie mi to ani jutro, ani za tydzień.

rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Dotarło już do pana, co się stało?

Marcin Wasilewski:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie