25 sierpnia 55 lat kończą Grzegorz i Paweł Skrzeczowie, bokserzy.
Fragment tekstu z archiwum "Rzeczpospolitej"
Zbigniew Pietrzykowski, Jerzy Kulej, Leszek Drogosz, Tadeusz Walasek, Henryk Średnicki, bracia Skrzeczowie – w czasach, gdy zawodowstwo było zakazane, to oni, amatorzy z dawnych lat, bili rekordy popularności. Zdobywali medale na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy, odnosili zwycięstwa w meczach międzypaństwowych, które oglądały pełne hale. Godnie zastępowali nam tych, którzy za oceanem zarabiali miliony dolarów i toczyli 15-rundowe walki o zawodowe pasy.
Tylko Średnicki
Najwięksi polscy pięściarze rozminęli się z mistrzostwami świata. Gdy na Kubie w 1974 roku organizowano pierwsze MŚ amatorów, Pietrzykowski, Kulej i Marian Kasprzyk byli już sportowymi emerytami. Do Niemiec na stałe wyjechał mistrz z Helsinek Zygmunt Chychła, miejsca Henryka Kukiera, Zenona Stefaniuka, Aleksego Antkiewicza, Leszka Drogosza czy Walaska zajęli młodsi. Tacy jak Zbigniew Kicka, ambitny chłopak z Pszowa, który stanął w Hawanie na podium z brązowym medalem na szyi. To był pierwszy medal MŚ dla Polski, cztery lata później Henryk Średnicki zdobył w Belgradzie pierwszy i ostatni złoty. Został mistrzem świata w wadze muszej (51 kg). Brązowe medale wywalczyli Roman Gotfryd i Jerzy Rybicki, mistrz olimpijski z Montrealu (1976). Ten drugi przegrał w półfinale przez nokaut z radzieckim siłaczem Wiktorem Sawczenką. Kiedy dwa lata później, podczas igrzysk w Moskwie, Polak znów miał się spotkać w półfinale z Sawczenką, namawiano go, by zrezygnował i nie kusił losu. Ale Rybicki odmówił, wyszedł na ring i był lepszy od króla nokautu. Gdyby nie kontuzja łuku brwiowego, byłby w finale. Sędzia jednak nie pozwolił mu dokończyć pojedynku.
W czasach, gdy zawodowstwo było zakazane, to oni, amatorzy, bili rekordy popularności