Na początku dziecinnie proste rzeczy, jak głośny samochód, kolory, prędkość. Faceci w kombinezonach z naszywkami sponsorów – taki pełny profesjonalizm, do którego zawsze chciałem dążyć. To był początek mojej rajdowej przygody. Oczywiście na samym początku to wyglądało bardzo amatorsko. Nie było mnie stać na to, żeby wystartować porządnym sprzętem – nawet takim jak fiat 126p, którym miałem okazję startować raz, może dwa razy w roku. Pierwszy rajd to już wypadek i odbudowywanie auta przez wiele miesięcy, ale to mnie nie zatrzymywało, lecz wręcz napędzało. Trudne rzeczy mnie motywują. Bardzo nie lubię porażek i mobilizuję się w ten sposób, że staram się je przekuć w sukces. Chodzi o ciężką pracę, zaangażowanie, jeszcze większą determinację.
Kiedy zorientował się pan, że młodzieńcza fascynacja może się stać sposobem na życie?
Bardzo długo nie miałem sygnałów, że to może być moja praca, moje zajęcie. Mówię o sygnałach w postaci stabilnej sytuacji budżetowej, bo jest to bardzo drogi sport, a selekcja mocna i brutalna. Mamy dużo młodych kierowców, którzy nie mieli i nie będą mieli okazji, żeby ich talent mógł się ujawnić. Kiedy byłem młodym chłopakiem, oczywiście bardzo chciałem osiągnąć sukces, marzyłem, ale te marzenia były stopniowe i na początku zrównoważone. Chciałem wystartować w jednym rajdzie z Leszkiem Kuzajem, potem chciałem wygrać z nim odcinek, potem pojechać w mistrzostwach Polski, wygrać rajd, zdobyć tytuł. Kiedy o nich marzyłem, to te rzeczy wydawały się mało realne, a mimo to udawało się je osiągać. Na pewno warto marzyć, ciężko pracować i dążyć do realizacji celów, nawet jeśli czasami są one bardzo daleko. Z drugiej strony te marzenia nie mogą być zbyt wybujałe na daną chwilę, bo jednak musimy zdawać sobie sprawę z możliwości.
Wspomniał pan o odpowiedzialności. Czy w ślad za nią idzie presja?
Kiedyś była mniejsza, chociaż największą buduję sam w sobie. W tej chwili jest oczywiście większa z racji skali przedsięwzięcia i zaufania, którym zostałem obdarzony. Nazwijmy to po imieniu, z racji dużych pieniędzy, które są potrzebne, żeby startować w rajdach na takim poziomie. Jeśli chodzi o samą jazdę, to bez względu na rangę rajdu zawsze chcę pojechać jak najlepiej. Oczywiście nie wszystko od nas zależy, to jest brutalny sport i czasami bezlitosny. Często pracujemy przez wiele tygodni czy miesięcy, wielu ludzi przygotowuje się do startu, wydawane są ogromne pieniądze, a awarii ulega część, która kosztuje kilka euro. Trzeba umieć to sobie wytłumaczyć i mieć tego świadomość, wówczas łatwiej pogodzić się z taką sytuacją i wykorzystać porażkę jako paliwo do tego, żeby jeszcze lepiej i mocniej się rozpędzić.
Co w rajdowej jeździe daje największą frajdę?