Nieznajomość języka polskiego jakoś nie przeszkadzała panu namawiać do gry dla Polski Roberta Acquafrescę.
Robert jest Polakiem i kropka, jego mama jest Polką. Nie byłoby żadnego problemu z jego grą dla naszej reprezentacji, z paszportem. Ale to nie ja wymyśliłem Acquafrescę, tylko jeden dziennikarz. A Dariusz Dziekanowski pojechał do Cagliari z listem od Michała Listkiewicza, wręczył go zawodnikowi i powiedział: „masz tydzień na zastanowienie". Odpowiedzi nie było. Zadzwonili do mnie z PZPN, czy nie zadzwoniłbym do Roberta i nie zapytał, o co chodzi. Pomogłem i dowiedziałem się, że piłkarz chętnie spotkałby się z trenerem i porozmawiał. Ale później nikt już do niego nie zadzwonił.
Posada Waldemara Fornalika jest zagrożona?
Nie będę nawet spekulował na ten temat.
A ma pan jakieś rozterki w tej sprawie?
Ludzie myślący mają wiele wątpliwości. Tylko głupcy są pewni swego. Im więcej wiesz, tym więcej masz pytań. Trener Fornalik pracuje dalej, ucinamy dyskusję. Ale to nie oznacza, że nie można go skrytykować. Mnie się wydaje, że kadra nie gra dobrze, że mogłaby grać lepiej, ale to wcale nie musi oznaczać, że trener jest zły. To nie musi być jego wina. I to nieprawda, że nie ma między nami chemii. Zapytajcie Waldka. Jest, i to jaka.
Na giełdzie pojawiło się już kilka nazwisk. Marco Tardelli...
Tardelli to mój dobry kolega, ale żeby zostać trenerem reprezentacji Polski, trzeba mieć jakieś argumenty. Nie potrzebujemy trenera za milion euro, może lepszy byłby taki za 50 tysięcy miesięcznie, który wie o co chodzi. Jak weźmiemy Fabio Capello, nie będziemy grać jak Rosja, a jak Luisa Scolariego – jak Brazylia czy Portugalia.
Mówi się, że Fornalika dostaliście w spadku po Grzegorzu Lacie.
Nie mówi się, tylko tak jest. Nie został wybrany przez nas. Ja np. wybrałem trenera Macieja Dornę do kadry młodzieżowej. Od początku wiedziałem, że musi dostać tę posadę, bo jest młody, inteligentny i pokazał, jak można trzymać dyscyplinę i cieszyć się szacunkiem piłkarzy. A ilu ja kandydatów na tę posadę widziałem w mediach, choć ich nie brałem pod uwagę... Fornalika nie będę zwalniał, ma kontrakt, a gdyby mi przyszła myśl, żeby jutro go zwolnić, to przecież i tak bym wam nie powiedział. Na dzisiaj nie ma takiej opcji. Nikt nie da gwarancji, że nowy trener ograłby Mołdawię.
Co jest największym problemem polskiej piłki? Brak systemu szkolenia?
Jaki brak? My przecież mamy system szkolenia, ale trzeba też mieć kogo szkolić. My nie mamy z kogo wybierać, nie mamy dobrego klimatu dla futbolu. U nas się bardzo mało ćwiczy, mało uprawia sportu, straciliśmy ten atut, którym było przygotowanie fizyczne. Kiedyś wygrywaliśmy mecze zorganizowaną obroną i szybkim wyjściem do przodu. W dobrych zagranicznych klubach nie ma zawodnika, który nie potrafi przebiec metra w cztery sekundy. A u nas takich brakuje. To nie zależy od systemu szkolenia, tylko od systemu rozgrywek. Od najmłodszych lat liczy się wynik, więc grają najwyżsi, najsilniejsi, a najmniejszych kopie się po tyłku, bo nikt nie wierzy w ich talent.
Kiedyś naszą siłą było przygotowanie fizyczne, ale technika przecież też.
Jak ja się przyglądam na treningu Obraniakowi, Mierzejewskiemu, Lewandowskiemu, Majewskiemu, to ja bym tych numerów nie powtórzył, które oni potrafią robić. A czemu im się to potem w meczach nie udaje, nie wiem. Może to jest problem psychiczny, może oni potrzebują jakiś ważny mecz wygrać.
Denerwuje się pan, gdy o panu mówią, że gra pan pod publiczkę. Ale nie robi pan tak? Sprawa mówienia po polsku w kadrze, amnestia dla kibiców...
Ale po co ja się mam lansować, albo Janusz Basałaj, czy ktokolwiek inny z PZPN? Przecież my już mamy z górki. Co jest złego w amnestii?
Nie chcemy, żeby wrócili ludzie, którzy łamali przepisy na stadionach.
Ale amnestia nie jest dla ludzi, którzy mają zakaz stadionowy. Nie dla bandytów, bo ich miejsce jest w więzieniach, albo z dala od stadionów. Nam chodzi tylko o to, żeby po burdach karać tylko winnych, a nie dawać zakazy wyjazdu wszystkim kibicom klubu. Przecież na mecze chodzą tłumy normalnych ludzi, odpowiedzialność zbiorowa to zły pomysł. Musimy coś zrobić, żeby przyciągnąć kibiców, żeby futbol był dla wszystkich. Bo dziś obywatel Rzeczypospolitej nie może sobie, ot tak, pójść na mecz. Bo musi mieć kartę kibica itd. Kibice Górnika gdy jadą na mecz do Warszawy, to wchodzą na stadion trzy godziny, choć jest ich tysiąc, tak długo się ich sprawdza. A kibice Legii na ten sam mecz wchodzą w pięć minut, choć ich jest 20 tysięcy. I na odwrót. To są problemy polskiej piłki, a nie PR. PZPN musi w tej sprawie protestować, prosić, głośno krzyczeć. Jeśli na mecz reprezentacji przychodzi 50 tysięcy widzów, wchodzą w pięć minut, nie robią korków, jest fantastyczna atmosfera, są przychody 10 mln złotych brutto, jak z dwóch ostatnich meczów, to nie można tak robić w każdy weekend? Co to za problem stworzyć taki system sprzedaży biletów, żeby działał podobnie na meczach ligowych. Ale nie, tu karty kibica komplikują wszystko. Twórzmy dobry klimat dla piłki. I mnie nie chodzi o to, żeby to były jakieś cuda. Wystarczy, żeby nie było głupich ustaw. Żeby zatrzymać w piłce choćby Zygmunta Solorza, który właśnie wychodzi ze Śląska. To jest ważniejszy problem od tego, czy kadra wygrała czy przegrała mecz. My się za jednym zwycięstwem wszyscy nie schowamy, a i jedna porażka nie zostawi nas wszystkich nagich.
Jak już jesteśmy przy głupich ustawach: ma pan jakiś pomysł, jak zmienić ustawę hazardową tak, żeby polski sport nie był jej główną ofiarą?
Mamy głupią ustawę hazardową, miliony przechodzą nam koło nosa
Pomysły mam, ale ani mi nie wypada, ani nie jestem od tego, żeby robić w tej sprawie jakieś zorganizowane akcje. Rozmawiam na te tematy z politykami. Pytam, jaki kraj w Europie wydaje wam się najlepiej zorganizowany dla dobrego życia? Mówią: Dania. Porządek, dobrobyt itp. To – odpowiadam – weźcie z tej Danii ustawę regulującą zakłady w internecie, a zapewnicie polskiemu sportowi setki milionów rocznie. Ustawa jest prosta, dobrze napisana. Opodatkowuje zakłady 20 procentami od przychodu, firm jest kilkadziesiąt, konkurują ze sobą na zabój, reklamują się, wydają tam pieniądze, są sponsorami sportu. U nas też wielkie firmy rywalizują, ściągają z polskiego rynku gigantyczne pieniądze, tylko my nic z tego nie mamy, bo ustawa wystraszyła firmy zakazem reklamy i wolą się rejestrować za granicą. Nie upieram się, że mamy kopiować Duńczyków. A dołóżmy nawet do tych 20 procent od przychodu jeszcze 2 procent na jakiś fundusz rozwoju sportu. I jeszcze do tego niech połowa opłaty licencyjnej idzie na rzecz sportu olimpijskiego. Oni chętnie zapłacą, bo mają tu ogromną klientelę. Tylko dziś muszą w Polsce płacić 12 procent podatku od obrotu – i nie mogą się reklamować – a te firmy pracują na tak małych marżach, że nie mogą tego zaakceptować.
Zakaz reklamowania zakładów internetowych niby jest, ale reklamy z Bońkiem zachwalającym jedną z firm bukmacherskich też są. I zakładać się w Internecie też każdy Polak może, bez ograniczeń. Co weekend z telewizyjnych transmisji z lig zagranicznych wylewają się reklamy bukmacherów: na bandach, na koszulkach. Te ustawowe zakazy to fikcja. Nikt właściwie na nich nie ucierpiał, poza polskim sportem. Sama Wisła Kraków i Lech straciły po 4,5 mln złotych rocznie od firm, które się reklamowały na ich koszulkach. To podważa wiarę w prawo.
Reklamy z Bońkiem są, bo prawo tam, gdzie płacę podatki, nie zabrania mi tego. Tak jak wystarczy założyć serwer za granicą i już można na nim właściwie bezkarnie zamieszczać reklamy bukmacherów. Ja bym chciał zobaczyć, jak mistrz Polski zagra w Lidze Mistrzów, wylosuje Real, i jak urzędnicy będą ścigali Cristiano Ronaldo i innych, bo na koszulkach reklamują firmę bwin. Teoretycznie mają taki obowiązek. Absurd.
To jak z niego wybrnąć?
Ja się nie zamierzam tym zajmować, ja tylko mogę – muszę nawet – powiedzieć swoje zdanie. Zadbać o finansowanie futbolu, bo my nie mamy w Polsce ani mafii dającej kasę na sport, ani oligarchów, najbogatsi Polacy nie bardzo się do sportu garną. I do tego mamy tę głupią ustawę, i mamy ją taką właściwie tylko dlatego, że jacyś politycy spotkali się na cmentarzu.
Pan się tym nie zajmie, bo panu nie wypada, zarzuciliby Bońkowi, że ma konflikt interesów?
Ja się niczego, co robię, nie wstydzę. Ambasadorem tej firmy jestem od 10 lat, jeszcze od czasów, gdy nikt tego nie zabraniał. Kto zapyta, temu mówię: ustawa jest zła. Piłka jest po stronie tych, którzy uchwalają ustawy. Niech się zastanowią, dlaczego polskiemu sportowi takie pieniądze uciekają. Tak samo jest z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych. Nasi sympatyczni koledzy z polityki muszą po prostu zacząć myśleć. A takie sprawy są dla codzienności polskiego futbolu dużo ważniejsze niż wygrana czy przegrana kadry. Nawet niż awans czy brak awansu. Jak zmienił polską piłkę awans piłkarzy na mundial za Jerzego Engela? Jak zmienił awans do Euro za Leo Beenhakkera? Liga się zrobiła od tego lepsza? Szkolenie się poprawiło? Nie. Bo to działa odwrotnie, to my musimy dbać, żeby kluby miały zdrowe finanse, żeby była jakaś strategia codziennego funkcjonowania, żeby kluby grały w Europie. I to może pomóc selekcjonerowi. Dziś, gdyby tu przyszedł Fabio Capello, to potrenowałby kadrę dwa razy i powiedział: „Wiesz co Zbyszek? Goń się, ty i ta cała reprezentacja. Tu nie ma dobrych piłkarzy". Capello kiedyś powiedział mi jedną mądrą rzecz. „Wiesz w czym jest moja siła? W tym, że nigdy nie wybrałem złej drużyny do trenowania". Szedł do klubów, w których miał dobrych piłkarzy, albo mógł kupić kogo chciał. A Mourinho jakbym wziął i dał kilka milionów euro rocznie? Ale by się dziennikarze cieszyli. Każdy by sobie zrobił po dwa wywiady, wymienił się esemesami. A kadra zagrałaby dobrze półtora meczu i potem wróciła do starych nawyków. Choć nie chcę też upraszczać. Dobry trener potrafi dodać drużynie wigoru. Nasi piłkarze na razie grają na 40 procent możliwości. Bo jakby grali na 100, to kto jest w tej grupie mocniejszy od nich? Ja nie widzę.
Anglia?
Na Wembley to my możemy pojechać na wycieczkę, jeśli wcześniej wygramy z Mołdawią, Czarnogórą i Ukrainą. Ale zostawmy już reprezentację. Robimy centralną ligę juniorów, już dopracowaną w szczegółach, chcemy zreformować drugą ligę. Zmieniliśmy departamenty, zmniejszyliśmy zatrudnienie w związku o jedną trzecią. Nie ma tu teraz prywaty, lodów nie kręcimy. Gramy dołem i pod wiatr. Zmieniliśmy finał Pucharu Polski na dwumeczowy, bo dziś, gdy trzeba szukać neutralnego gospodarza, nikt nie chce nim być. Odciążyliśmy trochę kluby od opłat za sędziów. Od 1 stycznia 2015 przeniesiemy się do nowej siedziby. Negocjujemy, żeby była na Stadionie Narodowym. Jak negocjacje nie wypalą, to mamy tysiąc innych propozycji, taki jest dziś w Polsce rynek deweloperski. Powiedzieliśmy bez ogródek, że pomysł naszych poprzedników, by budować siedzibę w Wilanowie, był oderwany od biznesowej rzeczywistości, nieopłacalny, niedogodny. Delikatnie mówiąc. Na działkę kupioną przez poprzedni zarząd mamy chętnych. Nie zarobimy na tym, ale i nie dołożymy. Stracilibyśmy, gdybyśmy mieli tam budować. To by była tragedia.
Coś pan zdziwiło przez tych kilka miesięcy rządzenia w związku?
Powiem tak: PZPN to jest jedna z najlepiej funkcjonujących organizacji sportowych w kraju, obywa się bez finansowania przez państwo. Jasne, były problemy w ostatnich latach. Była nadwyżka w kasie, więc było i wielu chętnych do jej przejadania. Ale te problemy teraz rozwiązujemy. Jest taka moda od dawna, żeby walić w związek. Na PZPN każdy może skoczyć. A ja wiem, że wszystkie inne związki nam zazdroszczą.