Rosyjska sierota gwiazdą licealnego sportu w USA

Zabiedzona rosyjska sierotka zostaje gwiazdą licealnego sportu w Luizjanie. To możliwe, ale chyba tylko w Ameryce

Publikacja: 11.05.2013 01:01

Kaitlyn Williams

Kaitlyn Williams

Foto: glendalenewspress.com

Ta historia zaczęła się 3 lipca 1997 roku w Woroneżu, 350 km na południe od Moskwy. Do miejscowego sierocińca przyjechała z miasta Shreveport w stanie Luizjana pani Julie Williams, która po pokonaniu góry formalności miała odebrać dziecko do adopcji. Przebyła 5700 kilometrów, by wziąć na ręce dwuletnią Jelenkę Proszawajewą.

Jak wspomina pani Williams – przyjechała i zobaczyła w sali kilkanaście smutnych dzieciaków. Mała Jelena wyróżniała się tym, że jako jedyna miała na sobie ubranie – wyblakłą fioletową sukienkę z bawełny oraz białe buciki z tekturowymi podeszwami.

Podniosła ją i poczuła, jakby trzymała lalkę. – Kiedy pierwszy raz miałam ją w rękach, wydawała mi się tak lekka, jakby nie miała kości – mówiła wstrząśnięta pani Julie. Jelena ważyła 10 kg, nosiła ubranka w rozmiarze na roczne dziecko. Włosy obcięte niemal do skóry, bo to w sierocińcach standard walki z wszawicą.

Dziewczyna miała szkorbut z powodu braku witaminy C. Pierwszy spacer pokazał również, że nie bardzo potrafiła chodzić. Przeszkadzały skrzywione palce zawinięte jeden nad drugim. No i nie mówiła.

Amerykańska matka nazwała ją Kaitlyn, Kaitlyn Williams. Pierwsze słowo w swym dwuletnim życiu powiedziała po angielsku. Dwa tygodnie po przylocie do Luizjany. Bawiła się z panią Julie w puszczanie baniek mydlanych, w pewnej chwili powtórzyła: „bubble, bubble... ".

Po roku ważyła prawie 7 kg więcej, włosy urosły i stały się błyszczące, także palce stóp się wyprostowały. Tylko z chodzeniem wciąż miała kłopoty, brakowało koordynacji: wpadała na ściany, nie potrafiła uważać na stopy, wciąż się potykała.

Z pomocą przyszedł amerykański system wychowania fizycznego. Pani Williams mogła wybierać w bogactwie propozycji – zapisała więc pięcioletnią córkę na gimnastykę, pływanie, koszykówkę i tee-ball – wymyśloną w latach 50. w USA dyscyplinę, coś jak baseball, tylko w dziecięcej odmianie, do gry na mniejszym boisku.

Kaitlyn powiedziała później, że tee-ball ją znudził, więc zrezygnowała, ale koszykówkę uprawiała z zapałem do dziewiątego roku życia. To właśnie trener koszykówki, który był także trenerem softballu uznał, że dziewczynka powinna spróbować łapać i odbijać piłki. Coś go tknęło, by postawić ją na najtrudniejszej pozycji w tej grze (też zbliżonej do baseballa, ale z większą piłką i lżejszą pałką) – łapacza.

Dziewczynce się spodobało tak bardzo, że rzuciła koszykówkę. – Łapacz musi się zajmować całym polem gry. Musi widzieć wszystko i prowadzić drużynę – mówiła Kaitlyn, gdy pytano ją o powody, dla których polubiła softball i nową rolę. Dwa lata później jeździła już po USA z All Star Team na turnieje dziecięce. W kategorii do 11 lat zostali mistrzami Luizjany.

Koleżanki nazwały ją „Buldog". Nic niepochlebnego, raczej uznanie za waleczny charakter i odwagę na boisku. Gdy poszła do liceum Northwood w Shreveport, trener drużyny softballowej uznał, że będzie także dobra w grze na środku pola, ze względu na szybkość i mocne ramię.

Choć płaskostopie, jedna z pozostałości po sierocińcu w Woroneżu, trochę przeszkadzało i Kaitlyn wciąż musi chodzić i biegać w butach ze specjalnymi wkładkami, na boisku nikt tego nie widział. Po roku wróciła jednak na najbardziej prestiżowe i jej ulubione miejsce – łapacza. W kolejnym sezonie doprowadziła zespół Northwood do ćwierćfinałów licealnych rozgrywek stanowych.

W ostatnim roku nauki i rozgrywek Kaitlyn Williams wytyczyła już sobie dalszy ciąg kariery. Najpierw dwa lata gry w drużynie Bossier Parish, stworzonej przy społecznym college'u w Bossier City. Potem wymarzone studia w Louisiana State University i walka w lidze uniwersyteckiej. Uczy się dobrze, więc te ambicje raczej się spełnią.

Powyższą historię opowiadamy nie tylko jako przykład ku pokrzepieniu sierocych serc. Może ważniejsza jest ta szczera amerykańska wiara, że dzięki sportowi można przekraczać granice, wydawałoby się, nie do przekroczenia. Nawiasem mówiąc, młodej gwieździe softballu pomógł także świetny system rozgrywek szkolnych (High School Sports) i wsparcie, jakie daje sportowi Gwardia Narodowa (Army National Guard). Ale taki system wsparcia, jako się rzekło, jest daleko, nie tylko od Woroneża.

Ta historia zaczęła się 3 lipca 1997 roku w Woroneżu, 350 km na południe od Moskwy. Do miejscowego sierocińca przyjechała z miasta Shreveport w stanie Luizjana pani Julie Williams, która po pokonaniu góry formalności miała odebrać dziecko do adopcji. Przebyła 5700 kilometrów, by wziąć na ręce dwuletnią Jelenkę Proszawajewą.

Jak wspomina pani Williams – przyjechała i zobaczyła w sali kilkanaście smutnych dzieciaków. Mała Jelena wyróżniała się tym, że jako jedyna miała na sobie ubranie – wyblakłą fioletową sukienkę z bawełny oraz białe buciki z tekturowymi podeszwami.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Nie chce pałacu. Kirsty Coventry - pierwsza kobieta przejmuje władzę w MKOl
Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025