Jego nazwisko wraca jak bumerang niemal z każdą wolną posadą w świecie piłki. Gdy tydzień temu klub Al-Nasr zwalniał Waltera Zengę, wydawało się, że 65-letni Szwed będzie jego następcą. Pracował tam jako dyrektor techniczny, ale postanowił spakować walizki i wyjechać za Wielki Mur. Z Guangzhou R&F (te słynniejsze – Evergrande trenuje Marcello Lippi) podpisał kontrakt do końca 2014 roku, zarobi 2 mln funtów za sezon. Nieźle jak na emeryta, który ostatnie trofea zdobył jeszcze w ubiegłym wieku, prowadząc Lazio Rzym do mistrzostwa, pucharu i superpucharu Włoch (2000).
Te sukcesy wyniosły go – jako pierwszego cudzoziemca – na stanowisko selekcjonera reprezentacji Anglii. Dumnych Synów Albionu trenował aż pięć lat, od 2001 do 2006 roku. Awansował z nimi na mundiale w Korei i Japonii oraz w Niemczech, pojechał na Euro do Portugalii, ale poza ćwierćfinał się nie wychylił. Dla Anglików, żyjących wspomnieniem mistrzostwa świata 1966, była to porażka. Po mundialu 2006 więcej niż o grze zawodników, mówiono o ekscesach ich żon i narzeczonych, słynnych WAGs, którym Eriksson pozwolił zamieszkać w pobliżu ośrodka kadry w Baden-Baden. A Szwedowi zarzucano brak charyzmy i taktyczną bojaźliwość.
Eriksson później już nigdzie nie pracował dłużej niż rok. Manchester City prowadził jeszcze przed epoką szejków, zajął z nim dziewiąte miejsce w Premiership. Dietmar Hamann, ówczesny piłkarz drużyny, w swojej autobiografii wspomina, że nie można było go nie lubić.
„Uwielbiałem jego towarzystwo. Kochał życie. Pamiętam wyjazd do Tajlandii po sezonie 2007/2008. Wszyscy wiedzieliśmy, że jego dni w klubie dobiegają końca, ale on nie zmienił swojego sposobu bycia – wspomina były niemiecki pomocnik. Pewnego dnia, kiedy odpoczywałem na leżaku przy basenie, podszedł do mnie z butelką szampana i dwoma kieliszkami. Była dziesiąta rano. Spytałem: Szefie co świętujemy, oczekując odpowiedzi, że zostaje z nami na kolejny sezon. A on spojrzał na mnie, uśmiechnął się i z miną buddyjskiego filozofa powiedział: Życie, Cesarzu (jeden z pseudonimów Hamanna – przyp. t.w.). Świętujemy życie. Wiesz, lubię to miejsce. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze być trenerem przez najbliższe pięć lat, kiedyś tu wrócę i zamieszkam z dwoma kobietami. Tak, myślę, że potrzebuję dwóch pięknych kobiet."
Do Tajlandii rzeczywiście wrócił, prowadził zespół o tajemniczej nazwie Tero Sasana. Ale czy zamieszkał z dwiema pięknymi paniami, nie wiadomo. W każdym razie do płci przeciwnej miał słabość, głośny był swego czasu jego romans z sekretarką angielskiej federacji. Robił wrażenie na kobietach. Był szwedzkim Jamesem Bondem, jak napisał Hamann. „Zawsze elegancki, uprzejmy i sympatyczny. Pełen wdzięku i wyrafinowania. Profesjonalista z dużą wiedzą na temat futbolu" – charakteryzuje Erikssona Niemiec.