Tak przynajmniej wynika z pisma Polskiego Związku Tańca Towarzyskiego do mediów, minister Joanny Muchy i szefa PKOl Andrzeja Kraśnickiego. Chodzi o tańce latynoamerykańskie, więc Kolumbijczycy chyba poznaliby się na podróbce.

Nie zamierzam jednak żartować z tancerzy, tym bardziej, że sam tańczyć nie umiem i coraz wyraźniej czuję, ile przez to straciłem, ale ten list przypomniał mi, że w sporcie wciąż mamy imprezy, których byt trudno uzasadnić. Sportów nieolimpijskich jest wiele, startują w nich ludzie z pasją, lecz te igrzyska to jednak zabawa.

Na drugim końcu świata, w Kazaniu, o medale Uniwersjady starają się sportowcy – studenci. Jak napisała „Gazeta Wyborcza” w reprezentacji Rosji startują mistrzowie olimpijscy z Londynu, a w ich notkach biograficznych są wszelkie informacje, oprócz tej, gdzie i co studiują. My też to pamiętamy z socjalistycznych czasów: ten sam zawodnik uczestniczył w igrzyskach olimpijskich, studenckich i wojskowych, zwanych wówczas Spartakiadą Armii Zaprzyjaźnionych. Układ Warszawski padł, ale wojskowe igrzyska ponad podziałami wciąż są, ostatnie odbywały się w Rio de Janeiro.

Uniwersjada, zawody żołnierzy, czy igrzyska sportów nieolimpijskich to resztówka po świecie, którego już nie ma, ale imprezy te mają się dobrze, choć takie kategorie jak student lub żołnierz już w sporcie nic nie znaczą. Studentką jest np. Agnieszka Radwańska, a żołnierzem dyskobol i kapral Piotr Małachowski.

To miłe zatańczyć w Kolumbii, machnąć dyskiem w Rio, poznać sympatycznych ludzi w Kazaniu, ale nie ma powodu, by przekonywać nas, że tam odbywają się jakieś poważne zawody sportowe. Mam też nadzieję, że dużo do tego nie dopłacamy.